Tragiczne wieści napłynęły w piątkowe popołudnie. W wieku 36-lat zmarł Antonin Hajek. Przyczyn i daty śmierci jeszcze nie podano. Jego nazwisko w ostatnim czasie znalazło się na pierwszych stronach zagranicznych portali po tym, jak uznano go w kraju za zaginionego. Policja bezskutecznie szukała go od października. Spekulowano w mediach, że wyjechał na drugi koniec świata. Zdaniem czeskich dziennikarzy, sportowiec nie informując rodziny, udał się do Malezji, gdzie planował rozpocząć nową pracę. Brat zmarłego jeszcz nedawno wyznał publicznie, że sytuacja nie uległa poprawie. Rodzinie pozostało liczyć na malezyjką policję. Dziś potwierdził się jednak czarny scenariusz. "Wariant, z którym trzeba było się liczyć, ale nie chciało się w niego wierzyć, stał się rzeczywistością. Antonin Hajek nie żyje. Policja poszukiwała go od października. Miał być w Malezji. Przyczyny śmierci olimpijczyka z Vancouver i Soczi nie są znane" - napisał dziennik "Blesk". Wielki finał sezonu zakłócony. Problemy organizatorów w Zakopanem Zmarł Anonin Hajek. Jego rekordowy lot w Planicy zapadnie kibicom w pamięci Zawodnik w 2010 roku zapisał się w historii skoków narciarskich. Mimo że jego kariera nie obfitowała w wielkie sportowe sukcesy, rekord kraju, który ustanowiony podczas czwartej serii konkursu mistrzostw świata w lotach narciarskich w słoweńskiej Planicy przetrwał do dziś. Kilkanaście lat temu zaskoczył tamtejszych kibiców i wylądował na Letalnicy na 236 metrze. Zawody ukończył na piątej pozycji. W Pucharze Świata startował od od sezonu 2003/2004. Reprezentował kraj na igrzyskach olimpijskich w Vancouver w 2010 roku i cztery lata później w Sochi. W Kanadzie rywalizację na dużej skoczni zakończył na 7. miejscu. Karierę zakończył po sezonie 2014/15.