To był jeden z tych wypadków, po którym trudno uwierzyć, że nie skończyło się tragicznie.
Marcin Bachleda wybił się z progu, po czym nagle runął 65. metr mamuciej skoczni w Trondheim.
Mocno uderzył o zeskok, a potem sunął po nim przez ponad 150 metrów.
Ciarki przechodziły po plecach! Tymczasem szybko się podniósł, otrzepał i zjechał na dół o własnych siłach.