Żelazną trójkę polskiej drużyny tworzą Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła. Po ostatnich występach w Pucharze Świata w Willingen wydawało się, że i miejsce Jakuba Wolnego będzie w niej pewne. Debiutujący w MŚ Wolny jednak najpierw zmagał się z przeziębieniem, a potem w Innsbrucku kompletnie się pogubił i w sobotę był 40. Trener Stefan Horngacher zdecydował wówczas, że w "drużynówce" zastąpi go Hula. "To nie było zaskoczenie, bo miałem być przygotowany na każdą sytuację i byłem. Sytuacja jednak na pewno nie była łatwa. W pierwszej serii zawaliłem swój skok i to nam bardzo zaszkodziło. Gdybym skoczył tak, jak w drugiej serii, to mogłoby być lepiej. Teraz już tylko pozostało gdybanie" - powiedział Hula. W klasyfikacji generalnej PŚ Hula zajmuje 38. miejsce i mniej więcej taki poziom pokazał w niedzielę. W obliczu świetnie skaczących Niemców i solidnie Austriaków oraz Japończyków wynik "Biało-Czerwonych" nie tylko nie wystarczył do obrony tytułu sprzed dwóch lat z Lahti, ale nawet miejsca na podium. "Na razie jest mi ciężko nawet cokolwiek mówić. To dla mnie naprawdę niełatwa sytuacja. Nie ukrywam, że po pierwszej próbie źle się czułem. Starałem się jednak spiąć i dać z siebie wszystko, bo po pierwszej serii zawody się nie kończą" - dodał. Obwinianie Huli za niepowodzenie byłoby krzywdzące. Poniżej oczekiwań spisał się Piotr Żyła, a solidnie, ale bez błysku zaprezentowali się Dawid Kubacki i Kami Stoch. "Od początku moje skoki w Innsbrucku nie były takie, jakie bym chciał. Dlaczego, na razie nie wiem, bo ogólnie fizycznie czuję się bardzo dobrze. Po prostu skoki były krótsze" - powiedział Żyła. "Walczyliśmy z całych sił, ale zabrakło, żeby stanąć na podium. Rywale byli lepsi, a my musimy wyciągnąć wnioski i dalej pracować. Ta skocznia jest specyficzna i nie ukrywam, że też się na niej męczyłem. Po prostu musimy to przyjąć na klatę" - dodał Kubacki. Kolejną szansę na medal "Biało-Czerwoni" będą mieli w piątkowym konkursie indywidualnym na normalnej skoczni w Seefeld. Z medalem Polacy wracają z mistrzostw świata nieprzerwanie od 2011 roku. Z Innsbrucku - Wojciech Kruk-Pielesiak