Paweł Wąsek pokazał w Wiśle, że jest już bardzo blisko światowej czołówki. Razem z Aleksandrem Zniszczołem był najjaśniejszą postacią polskiej ekipy w zawodach na Skoczni im. Adama Małysza. Dla niego to wielkie wyróżnienie, że może być liderem kadry, ale duży bagaż związany z presją i oczekiwaniami. Problemy Kamila Stocha w Wiśle. Wyznał, z czym się boryka. "Muszę się pogodzić" Paweł Wąsek tego najbardziej żałuje. "Apetyt rośnie w miarę jedzenia" Tyle że Wąsek już latem pokazał, że zimą może być jednym z najlepszych w stawce Pucharu Świata. Wygrał przecież klasyfikację Letniego Grand Prix. Dwa razy byłeś bardzo blisko "10", ale to pokazuje, że jesteś bardzo blisko najlepszych zawodników na świecie. - Żal tego, że nie udało się wskoczyć do "10". Tym bardziej że w niedzielę zabrakło mi telemarku w pierwszej serii. Mogłem mieć więcej punktów i wtedy byłaby ta "10". To akurat jest jeden z prostszych błędów do poprawienia. Cieszę się z tego weekendu. W Wiśle zatankowałeś chyba do pełna bak pewności siebie? - Jak najbardziej. Bardzo dobrze czułem się w Wiśle. Miałem przede wszystkim wielką frajdę ze skakania tutaj. Było w moich skokach dużo pewności siebie. Trudno dźwiga się na plecach ten ciężar bycia liderem kadry? - Oczywiście, że trudno. Zawsze jest gdzieś ten stres z tym związany. Do tego w głowie buzują różne emocje i starają się zakłócić to, na czym trzeba się skupić, ale całkiem dobrze poradziłem sobie z tym przez ten weekend. Czujesz to, że kibice to teraz w tobie upatrują szansy na najlepsze wyniki? - Na pewno, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Rosną też zatem oczekiwania wobec mnie. Ja też zresztą oczekuję od siebie coraz więcej. Myślę jednak, że to jest normalne. Czujesz, że udało się w Wiśle trochę podgonić tych najlepszych na świecie, którzy na starcie sezonu odskoczyli w Pucharze Świata? - Trudne pytanie. Na pewno nie jest tak, że odjechali całkowicie i nie będzie się ich dało dogonić. Na pewno są w zasięgu. Trzeba jednak skupiać się na swoich skokach, a nie patrzeć się na innych. Muszę skupić się na tym, by poprawiać błędy, a nie na tym, jak daleko jest czołówka. Sezon jest długi, a my jesteśmy na jego początku. To już jednak chyba czas, by zacząć się powoli rozpędzać? - O to chodzi. Takie też było założenie przed sezonem. Mieliśmy zacząć zimę stabilnie i dobrymi skokami. Z weekendu na weekend mieliśmy poprawiać błędy. Za tydzień rywalizacja w Titisee-Neustadt. Lubisz tę skocznię? - Lubię. To starszy typ skoczni. Ma jeszcze naturalne tory najazdowe. Skacze mi się tam fajnie, więc pojadę z optymistycznym nastawieniem. W Wiśle - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport