Niemcy już od kilku lat interesują się zatrudnieniem Horngachera. Tym razem, gdy zrezygnował ich szkoleniowiec Werner Schuster, są wyjątkowo zdesperowani, by przejąć fachowca, który Kamila Stocha, Dawida Kubackiego i spółkę doprowadził do pasma sukcesów. Nie przez przypadek rok temu, po IO w Pjongczangu Austriak zgodził się na prolongatę współpracy z Polskim Związkiem Narciarskim, ale tylko o rok. Wygląda na to, że teraz żadne argumenty szefa polskiego narciarstwa Apoloniusza Tajnera, ani dyrektora Adama Małysza, który prywatnie przyjaźni się z Horngacherem, nie zadziałają. Słowa Horngachera, wypowiedziane wczoraj na antenie TVP, po konkursie mieszanym w którym Polska zajęła szóste miejsce, brzmią zdecydowanie. - Mam oficjalną ofertę z Niemieckiego Związku Narciarskiego. W ciągu najbliższych dni mam z nimi kilka spotkań, w trakcie których postaram się sprawdzić czy wszystkie warunki, jakie oferują mi Niemcy są ok, a które mnie nie zadowalają i czy będziemy w stanie pracować razem. Po MŚ wszystko się rozstrzygnie - zapowiedział Horngacher. - Nie chce mówić czy moje szanse na zostanie w Polsce są 50 na 50 czy mniejsze. Dla mnie oferta Niemców jest naprawdę dobra. Mieszkam w Niemczech, moja rodzina również tam mieszka. Dlatego muszę wszystko dobrze rozważyć, rozstrzygnąć, co chcę robić w przyszłości. Czasem musisz podjąć decyzję rozumem, a nie sercem. W pierwszej kolejności muszę omówić z Niemcami wszystkie szczegóły naszej ewentualnej współpracy - zaznaczył Stefan Horngacher. Austriacki szkoleniowiec ocenił też występ "Biało-Czerwonych" w mikście. - Szóste miejsce w mikście jest dla nas naprawdę dobre. Po I serii byliśmy na trzecim miejscu, co było niewiarygodne. Kamil Stoch i Dawid Kubacki świetnie sobie radzili na skoczni w Seefeld, potwierdzili, że nie przez przypadek wygrali na niej konkurs indywidualny. Zatem to dobry występ i możemy być naprawdę zadowoleni z tego szóstego miejsca - zakończył Horngacher. MB