Polacy, zwłaszcza Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła byli wśród faworytów do medali, Stoch nawet do złotego, ale przyszło im skakać przy padającym mokrym śniegu, który znacząco spowolnił najazd i na niewiele zdawało się aż trzykrotne podnoszenie belki. Jakby tego było mało, zmienił się gwałtownie kierunek wiatru. Gdy najlepsi Polacy oddawali swe skoki w I serii, zaczęło wiać z tyłu, a dla porównania, zajmującemu 3. miejsce po I serii Żiga Jelarowi, który skakał jako 19. w stawcie 50 skoczków, a więc w pierwszej połowie, powiało pod narty tak mocno, że za wiatr odjęto mu aż 5.4 pkt. - System nas rozłożył po raz kolejny. Patrząc na warunki, nasi praktycznie nie mieli szans. Chłopcy opowiadali, że trzymało ich na rozbiegu tak mocno, że to aż niewiarygodne. Na dodatek, zmienił się wiatr z przedniego na tylny i nie mieli z czego odlecieć. Pokazał to zresztą Geiger, który również był bezradny - denerwował się Małysz. - Trudno mi coś powiedzieć, jestem wkurzony, rozgoryczony - nie krył Orzeł z Wisły. - Czułem, że do czegoś takiego może dojść, bo były zbyt duże wahania warunków, zmiany rozbiegu i wiatru, kalkulatory w dłoń. Szkoda, że w takich warunkach rozgrywała się walka o medale mistrzostw świata - dodał w TVP były skoczek Jakub Kot. W serii finałowej wszystko się przewróciło do góry nogami. Kubacki z 27. miejsca w skoczył na pierwsze, a Stoch - z 18. na drugie!- Stoisz w przewie i mówisz, że szanse są stracone. Druga seria była bardziej sprawiedliwa i pokazała, kto jest górą. Na pewno to był cud - nie mógł uwierzyć Małysz. - Najwięcej wiary miał Piotrek Żyła, który przyszedł i powiedział, że Dawid wygra, a Kamil będzie drugi. Nie wiem skąd to wiedział. Piotrek to chyba prorok, cudotwórca - dodał dyrektor naszych skoczków.- Drugi skok Dawida to była petarda, on wiedział, że trzecia dziesiątka to nie jest jego miejsce. Dał z siebie wszystko - opowiadał Adam Małysz. MB