W XXI wieku bez medalu "Biało-czerwoni" wrócili tylko z Oberstdorfu w 2005 roku, jednak na wszystkich pozostałych MŚ w tym stuleciu ich dorobek był lepszy niż w Falun. Przed mistrzostwami trudno było prognozować szanse Polaków. Kowalczyk z powodu kontuzji stopy i problemów osobistych nie przygotowała się do sezonu tak jak zwykle. Kamil Stoch natomiast przez uraz stawu skokowego stracił pierwszą część cyklu Pucharu Świata. Początek MŚ był obiecujący. Już pierwszego dnia blisko podium była narciarka z Kasiny Wielkiej, która zajęła czwarte miejsce w sprincie indywidualnym. To czego nie zrobiła samotnie, udało jej się dokonać wspólnie z Jaśkowiec. W sprincie drużynowym uległy jedynie Norweżkom i Szwedkom. "Wiedziałyśmy, że jesteśmy w stanie walczyć w Falun o medal. Byłyśmy dobrze przygotowane, byłyśmy w gronie faworytek i po prostu zrobiłyśmy swoje" - podkreśliła dwukrotna mistrzyni olimpijska. Stochowi natomiast od początku w Szwecji się nie wiodło. Kiepsko skakał na pierwszych treningach, a w konkursach było niewiele lepiej. Na średnim obiekcie zajął 17. miejsce, a na dużym, na którym bronił tytułu sprzed dwóch lat, 12. "Od początku sezonu życie mnie szkoli" - powiedział smutny po zakończeniu rywalizacji indywidualnej. Podwójny mistrz olimpijski z Soczi wyraźnie odzwyczaił się od dalszych lokat. W Falun z podopiecznych Łukasza Kruczka wyższe lokaty zajmowali Jan Ziobro - ósmy na normalnej skoczni - oraz Piotr Żyła, dziewiąty na dużym obiekcie. W konkursie drużynowym wszystko jednak zaczęło funkcjonować jak należy. "Biało-czerwoni" nie zaliczyli w nim praktycznie żadnej wpadki i zajęli trzecie miejsce. Bezkonkurencyjni tego dnia byli Norwegowie, ale do Austriaków i srebrnego medalu zabrakło niewiele. "W konkursach indywidualnych trochę zawiedliśmy, ale jako drużyna jesteśmy silni" - ocenił Kruczek. Warty odnotowania jest wynik kobiecej sztafety. Kowalczyk, Jaśkowiec, Kornelia Kubińska i Ewelina Marcisz uplasowały się na piątej lokacie. To najlepsze osiągnięcie Polek od 1968 roku, kiedy podczas igrzysk olimpijskich w Grenoble także zajęły piąte miejsce. Niewiele dobrego można powiedzieć o męskich biegach. Maciejowie Staręga i Kreczmer zajęli ósme miejsce w sprincie drużynowym. Sztafeta natomiast została zdublowana i nie ukończyła zawodów. Do historii na pewno przejdzie bieg kobiet na 10 km "łyżwą". Wygrała go Szwedka Charlotte Kalla, co nie jest żadną niespodzianką. Jednak pozostałe miejsca na podium zajęły Amerykanki - Jessica Diggins i Caitlin Gregg. Norweżki zmagania ukończyły poza najlepszą dwudziestką, bo ich sztab nie przewidział gęstych opadów śniegu i źle przygotował narty. Marit Bjoergen oraz Therese Johaug i tak z występów w Falun mogą być zadowolone. Bjoergen zdobyła dwa złote medale i łącznie ma ich na koncie aż 14. Tym samym zrównała się z najbardziej utytułowaną narciarką w historii MŚ Rosjanką Jeleną Wialbe. Johaug natomiast na najwyższym stopniu podium stała trzy razy, sygnalizując pokoleniową zmianę warty w norweskich biegach. W skokach wielkiego wyczynu dokonał Rune Velta. 25-letni Norweg wcześniej nie wygrał nawet jednych zawodów PŚ, tymczasem ze Szwecji wróci z aż czterema krążkami - dwoma złotymi, srebrnym i brązowym. Gospodarzem MŚ 2017 będzie fińskie Lahti.