Fanom Stocha i pozostałych polskich skoczków - niemal w jednym momencie - zmieszały się uczucia euforii i obawy. Lider PŚ zdeklasował rywali w kwalifikacjach, w których nie musiał przecież startować, a ułamek sekundy później na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Jak podkreślił, wszystko jest już w porządku. - To jest to, co odzywa się co jakiś czas po dłuższym skoku, w którym chcę zrobić telemark. Ale po kilku minutach ten ból mija i wszystko jest dobrze - powiedział dziennikarzom kilka minut po swoim skoku. - Przy dalszych skokach ten mięsień się kurczy, czy bardziej napina, to jest naturalne i wtedy pojawia się ten ból - opisywał. - Naprawdę wszystko jest w porządku, nie ma się czym przejmować. Ja się nie martwię, państwo się też nie martwcie - zaznaczył, podkreślając, że sytuacja jest pod kontrolą. Wydawało się, że kontuzja Kamila to przeszłość, bo już dawno na jego twarzy nie pojawiał się taki grymas bólu. - Dawno też tak daleko nie skoczyłem. Rekordów nie biję co skok - mówił. - Oba skoki dzisiaj były dobre, przyjemnie się skakało. Chcę dobrze skakać, jak najdalej, jak najładniej i tyle - powiedział. - Dzisiaj sprawiało mi radość skakanie i to jest najważniejsze. Nie chcę samemu sobie robić ciśnienia - podkreślił. Już w sobotę na skoczni normalnej HS 100 w fińskim Lahti Stoch, a także Maciej Kot, Piotr Żyła i Dawid Kubacki walczyć będą o tytuł mistrza świata. To tutaj 16 lat temu Adam Małysz zdobył złoto, a na skoczni dużej wywalczył srebrny medal. Powtórka z rozrywki? Z Lahti Waldemar Stelmach