Żyła dopiero dziś wieczorem otrzymał brązowy medal MŚ w Lahti za konkurs na dużej skoczni. Złoto zdobył Stefan Kraft, a srebro Andreas Wellinger. Na ceremonii był też Maciej Kot, by odebrać pamiątkowy dyplom za szóste miejsce. - Zacząłem się ogarniać na kontroli dopingowej. Kolega Norweg, fizjoterapeuta, zapytał mnie tam, co paliłem, bo też chciałby spróbować. Powiedziałem, że chyba nic - śmiał się Żyła, wspominając swoje zachowanie dzień wcześniej, gdy nie był w stanie wydusić z siebie słowa. - Dziś już jest ok. Pamiętam, co było wczoraj. Zacząłem nad tym myśleć i uświadamiać sobie to. Pierwszy raz w życiu coś takiego mi się przydarzyło, że udało mi się całkowicie odciąć od rzeczywistości i wpaść w taki swój świat. Nic innego nie było dookoła mnie. Byłem tylko ja sam, skocznia. Koncentrowałem się najlepiej, jak potrafię. Zrobiłem swoją robotę od początku do końca - mówił. - Reszta to już był czysty automat, bez żadnego myślenia, zastanawiania się. To była jedna z takich pięknych chwil. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem i do tej pory nie wiem, jak to się stało. Udało mi się całkowicie przestać myśleć o wyniku i wszystkim dookoła - powiedział. - Po skoku już mój mózg nie pracował w ogóle. W pewnym momencie odcięło mnie całkowicie od rzeczywistości. Byłem jakby na innej planecie, bez nikogo. Jak małe dziecko, co płacze, nie wiem czemu - szczerze mówił nasz skoczek. Nie zabrakło też pytania o słynną zmianę butów tuż przed wczorajszym konkursem. - Buty jak buty, zużywają się. Nigdy nie zwracałem na to uwagi. Dopiero Stefan (Horngacher - red.) zobaczył te buty i zapytał, czy mam jakieś rezerwowe. One już od lotów w Oberstdorfie zaczęły się trochę psuć. Może też bym w nich skakał dobrze, ale czy aż tak to nie wiem. Już w próbnej serii skoczyłem dobrze, a drugi skok to już był kosmos. Z Lahti Waldemar Stelmach