Interia: Gratulacje dla niemieckiej drużyny. Macie na koncie cztery medale po trzech konkursach. Pana młodsi koledzy i koleżanki są w Lahti w znakomitej formie. Martin Schmitt: - Dziękuję. Rzeczywiście spisujemy się tu znakomicie, szczególnie Carina Vogt oraz Andreas Wellinger i Marcus Eisenbichler. Musi pan przyznać, że zawsze wiecie, jak przygotować się do najważniejszej imprezy sezonu. To chyba wasza specyfika? - Tak. Skoki narciarskie mają zwykle dwie główne imprezy w sezonie, Turniej Czterech Skoczni i mistrzostwa świata lub igrzyska olimpijskie. Niemiecka drużyna jest tu świetnie przygotowana, ale obserwując rywalizację, widzę, że Polacy także są w bardzo dobrej formie, mimo że nie zdobyli medalu na skoczni normalnej. Fani Kamila Stocha i jego kolegów oczywiście byli rozczarowani brakiem medalu. - Średnia skocznia charakteryzuje się tym, że odległości i różnice punktowe są bardzo niewielkie. Jedna drużyna może zdobyć dwa lub trzy medale albo żadnego. Jeśli popełnisz nawet mały błąd, możesz stracić szansę na podium. Wielu komentatorów w Polsce zwróciło uwagę, że w sobotnim konkursie lądowanie Eisenbichlera w drugim skoku... - ... było genialne? (śmiech) Wręcz przeciwnie, nie było idealne, a mimo to otrzymał wysokie noty i minimalnie wygrał brąz ze Stochem. - W Niemczech nie mówiło się o tym. Być może sędziowie nie widzieli dobrze tej sytuacji, siedząc daleko od miejsca lądowania zawodników. Wieża sędziowska jest z prawej strony skoczni, a lądowanie bardziej z lewej. Może Marcus miał trochę szczęścia, jeśli chodzi o noty sędziowskie. Tak czy inaczej dobrze skakał już wcześniej na treningach. A w zawodach jest tak, jak choćby w piłce nożnej - decyzja sędziego po zawodach jest już niezmienna. Kto będzie faworytem do zwycięstwa na dużej skoczni indywidualnie, a potem drużynowo? - W tym momencie trzej najlepsi skoczkowie to: Kamil Stoch, Andreas Wellinger i Stefan Kraft. Wszyscy są na tym samym poziomie, różnice są bardzo małe. Nie można przewidzieć, który z nich wygra, ani która z trzech drużyn, Polska, Niemcy czy Austria, wygra konkurs drużynowy. Myśli pan, że któryś z rywali może dogonić Stocha w walce o Kryształową Kulę? - Zapowiada się twarda walka do końca sezonu. Nic nie jest przesądzone. Jest pan zaskoczony dobrą postawą polskich skoczków od początku sezonu? - Polacy są naprawdę mocni. Nie jestem bardzo zaskoczony, bo obserwowałem ich już podczas letnich przygotowań i konkursów, w których dobrze się spisywali. Choć oczywiście patrząc na to, co prezentowali rok temu, jest to ogromna różnica. Myśli pan, że Stefan Horngacher czyni cuda w Polsce? - Może nie cuda, ale bardzo dobrą robotę. Nie tylko on, ale także jego asystenci, czy Adam Małysz. Widać to po wynikach. 16 lat temu na MŚ w Lahti zdobył pan cztery medale, dwa indywidualne i dwa drużynowe, w tym dwa złote. Lubi pan Lahti? - Tak, bardzo lubię. To były dla mnie udane mistrzostwa, w których zdobyłem wiele medali. To jedne z największych osiągnięć w mojej karierze. Dwa medale zdobył wtedy również Adam Małysz. Na pewno doskonale pan to pamięta. - Oczywiście. On wygrał na średniej skoczni, a ja na dużej. Mieliście okazję znów się spotkać i porozmawiać w Lahti? - Spotkałem go, ale jeszcze nie porozmawialiśmy dłużej. Jest teraz bardzo zajęty. Rozmawiał w Lahti Waldemar Stelmach