- Duża skocznia odpowiada mi tak samo jak mniejsza. Najważniejsze to nie narzekać, bo tego się nie zmieni. Mimo że ta mała nie jest moją ulubioną, to podszedłem do niej w sposób taki, jakbym uważał ją za perfekcyjną - powiedział Kot. - Narzekanie nie pomaga, trzeba się pozytywnie nastawić. Każdy skacze na tej samej skoczni, szanse są równe. Trzeba się z nią zaprzyjaźnić i skakać - podkreślił nasz zawodnik. Kto może wygrać na dużej skoczni? - Grono faworytów wciąż jest szerokie. Poziom w tym roku jest tak wyrównany, że nawet 10 zawodników może walczyć o złoto. Rolę odgrywają szczegóły, albo zmienne warunki, albo dyspozycja dnia - stwierdził. Dwa dni po indywidualnej rywalizacji na dużym obiekcie, skoczkowie walczyć będą o medale w drużynie. - To są takie same zawody, trzeba oddać dwa dobre skoki, tylko liczy się inaczej punkty - mówił Kot. Jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego, polska drużyna wystąpi w sobotę w składzie: Kamil Stoch, Maciej Kot, Piotr Żyła i Dawid Kubacki. - Skład? To jest pytanie do trenera, my tylko skaczemy, nie decydujemy, kto ma skakać. Nawet o tym nie myślimy - zaznaczył Kot. Pod wodzą Stefana Horngachera nie przeszedł on rewolucji, ale udało mu się wyeliminować kilka błędów. - Może zmiany nie były tylko kosmetyczne, bo niektóre rzeczy zajęły mi sporo czasu - powiedział. - Technika, którą mam naturalną, wyglądała dobrze. Gdy przez siedem lat próbowałem zwalczyć błędy, wtedy pojawiały się problemy. A gdy teraz nie walczę z tym, tylko skaczę tak, jak mnie Pan Bóg stworzył, to wygląda to dobrze. Chodziło o to, żeby parę elementów dopracować i to funkcjonuje - powiedział Kot. Z Lahti Waldemar Stelmach