Kubacki, skokiem na 92,5 m, zajął pierwsze miejsce w inauguracyjnym treningu. W kolejnych był dziewiąty i 17. Podczas skoków, jak zapewnił, nie myślał o tym, czy wystąpi w piątek w Lahti. - Nie zajmowałem sobie tym głowy. Od tego te treningi były, żeby wyłonić czwórkę na zawody. Zadaniem było przyjść i pokazać moje normalne skoki i to dzisiaj wykonałem - podkreślił. Jeszcze przed treningami skoczkowie mieli czas na pączki z okazji tłustego czwartku. - Dyrektor Adam Małysz nam przywiózł po pączku, tak że mieliśmy trochę energii przed treningami. Nie wiem, czemu nie banana i bułkę, ale takiego święta chyba jeszcze nie mamy - żartował Kubacki. Warunki podczas treningu były zmienne, raz padał śnieg, innym razem wiało. - Śnieżyca trochę przeszkadzała, zwłaszcza przy lądowaniu, ale też nie było tragedii. Rozbieg służby sprawnie oddmuchiwały. Nie było żadnych problemów, przynajmniej w moim przypadku - powiedział. - Skocznia jest trochę trudna, bo na samym dole nie ma noszenia. W końcówce bardziej się spada niż leci. Wydaje się, że skok powinien być dużo dłuższy, a na końcu się tylko spada. Dochodzi do tego lądowanie z wysoka. Ja na szczęście mam to przetrenowane przez kilkanaście lat - śmiał się Kubacki. Polscy skoczkowie mieszkają kilkadziesiąt kilometrów od Lahti, w domkach pod lasem. - Po lesie nie chodzimy, ale u nas w domku wszystko ok. Mamy swoje miejsce, gdzie możemy w spokoju odpocząć. To jest też bardzo ważne, zwłaszcza po ostatnim wyjeździe do Azji. Mamy swoją przestrzeń dla siebie, gdzie możemy usiąść przy kominku i pogadać, posłuchać muzyki i odciąć się od wszystkiego i trochę bardziej wypocząć niż zwykle - mówił nasz skoczek. Kubacki wspominał też o podziale obowiązków wśród zawodników. - Kominkiem zajmował się Jasiek (Ziobro - red.), ja tasowałem karty przy pokerze, kawę się udało czasem zrobić. Jakoś się dzielimy zadaniami - powiedział. Z Lahti Waldemar Stelmach