Apetyty polskich kibiców, ale i samych skoczków, były mocno rozbudzone. - Pokazali, że potrafią, bo w treningach i kwalifikacjach skakali bardzo dobrze. W ten sposób jeszcze bardziej podgrzali kibiców i media - komentował Adam Małysz. Trudno było nie liczyć na medale, skoro Stoch jeszcze w piątek nie dawał szans rywalom, świetnie skakali też Kot i Kubacki. Ten drugi, jak sam podkreślał, nie nastawiał się na medal i teraz nie jest rozczarowany jego brakiem. Inaczej ma się sytuacja z Kotem, który nie ukrywał, że zamierza walczyć o krążek. - Wiadomo, że miał duże apetyty, żeby stanąć na podium, ale nie może w ten sposób wylewać swoich smutków - mówił Małysz, komentując słowa Kota o zawodzie i porażce. Już w najbliższy czwartek czeka "Biało-czerwonych" konkurs indywidualny na dużej skoczni, a w sobotę rywalizacja drużynowa. Okazja do rewanżu jest znakomita, choć Austriacy i Niemcy chcą w Lahti zgarnąć wszystko, co najlepsze. - Tak nie będzie - zapewnia Małysz, odnosząc się do piłkarskiego stwierdzenia, że na końcu i tak zawsze wygrywają Niemcy. Choć, jak przyznaje, nasi zachodni sąsiedzi są niesamowicie mocni. Mistrzostwa w Lahti rozpoczęły się na dobre, także dla polskich zawodników i kibiców, choć tych ostatnich jakby mniej niż zwykle na tego typu zawodach. Medal na otwarcie tak wielkiej imprezy dodałby "Biało-czerwonym" skrzydeł, a tak pozostaje sportowa złość. Humor nie opuszcza za to Piotra Żyły, który wciąż może być czarnym koniem polskiej drużyny. - Byłem brązowym - odpowiedział dziennikarzom po sobotnim konkursie, odnosząc się do koloru kombinezonu. Dziś w Lahti do akcji wkracza Justyna Kowalczyk, która w parze z Eweliną Marcisz wystartuje w sprincie drużynowym techniką klasyczną, a przynajmniej w jego eliminacjach, zaplanowanych na 10.30 czasu polskiego. Dla Kowalczyk dzisiejszy start ma być głównie przetarciem przed jej koronną konkurencją, czyli biegiem na 10 km techniką klasyczną, zaplanowanym na najbliższy wtorek. Z Lahti Waldemar Stelmach