W każdych zawodach w skokach narciarskich pracuje pięciu sędziów punktowych. Myliłby się jednak ktoś, gdyby sądził, że mają dobrze płatną pracę. Otóż nie. Arbitrzy nie otrzymują za swoją pracę wypłaty. To zajęcie to ich pasja i hobby. Jedyne, na co mogą liczyć sędziowie, którzy przyjeżdżają na zawody w skokach narciarskich, to jest zwrot kosztów za dojazd i zakwaterowanie. Co się dzieje z polskimi skoczkami? Statystyka nie kłamie, Thomas Thurnbichler ma się czego obawiać Sędziowie w skokach narciarskich nie mają pensji Niektórzy, by dorobić, starają się jeździć na zawody samochodem, ale na to musi wyrazić zgodę FIS. Wtedy jest szansa na całkiem sympatyczną kilometrówkę, która wyliczana jest we frankach szwajcarskich. Najczęściej jednak mają zwrot kosztów dojazdu na lotnisko i potem za bilet lotniczy. Ten mogą kupić sami albo przez FIS Travel. - Jeżeli jednak na zawodach są co najmniej trzy klasyfikacje, np. skoki mężczyzn, skoki kobiet i kombinacja norweska, to wtedy otrzymują diety za każdy dzień. Tak samo jest w przypadku, kiedy zawody trwają dłużej niż cztery dni, czyli np. mistrzostwa świata, to wówczas od czwartego dnia za każdy kolejny dostają diety - dodała. Zdarzały się głosy niezadowolenia. Bunt byłby wielkim problemem Gdyby zatem nagle sędziowie stwierdzili, że zbuntują się, bo jednak chcą otrzymywać pensję za swoją pracę, to wówczas organizatorzy zawodów mieliby problem. Bez sędziów nie mogłyby się bowiem odbyć konkursy. - Każdy, kto zostaje sędzią w skokach narciarskich, to doskonale wie, jakie są realia i przepisy. Oczywiście, to o czym mówiliśmy, to jest podstawa, ale organizator, jeśli tylko będzie miał taką wolę, to może przygotować wynagrodzenie dla sędziów - przyznała Malik. Oczywiście w przeszłości zdarzały się głosy niezadowolenia ze strony sędziów, ale dotyczyło to sytuacji, kiedy musieli cały dzień spędzić w kabinach sędziowskich, bo tyle mieli pracy. FIS wprowadziła zatem zmiany i teraz, jeśli są co najmniej trzy zawody klasyfikacyjne jednego dnia, to wówczas dodają dodatkowe środki. W Polsce mamy obecnie dziewięciu sędziów FIS. W Lillehammer, na inaugurację Pucharu Świata, był Ryszard Guńka. W Ruce z kolei był Wojciech Malina, a w Wiśle polskim sędzią będzie Andrzej Galica. - Zasada jest taka, że sędzia powinien minimum oceniać trzy zawody międzynarodowe w sezonie. Polska musi mieć zatem na sezon 27 nominacji. Do tego liczą się wszystkie zawody międzynarodowe, ale też mistrzostwa Polski. Sędziowanie jest przedłużeniem nieco sportowego życia dla osób, które kiedyś skakały - mówiła szefowa polskich sędziów. Od czasu do czasu temat pieniędzy powraca jednak u sędziów orzekających w skokach narciarskich. Dla nich to nie jest jednak zawód, a pasja. W Ruce miała miejsce dziwna sytuacja W ostatnich zawodach Pucharu Świata w Ruce mieliśmy nietypową sytuację. Konkursy sędziowało dwóch fińskich sędziów. - Jest taka zasada, że każdy sędzia w konkursie musi być z innego kraju. W tym jeden z nich jest sędzią krajowym. Zdarzają się jednak odstępstwa, takie jak w Ruce. To są często przypadki losowe: odwołany lot albo choroba i nie udało się zorganizować już zastępstwa. W ubiegłym roku mieliśmy taką sytuację w Wiśle i Szczyrku. Sędzina była bardzo chora, ale udało się ją postawić na nogi. W rezerwie mieliśmy jednak przygotowanego Fabiana Malika. Zresztą w Wiśle też będzie pełnił rolę rezerwowego. Mamy też w razie czego na miejscu Marka Pilcha, który będzie na Pucharze Świata sędzią na starcie - tłumaczyła Malik.