PAP: Tęskni pan trochę za skokami? Thomas Morgenstern: - Gdybyśmy spotkali się tydzień temu, to powiedziałbym, że nie. Ale teraz, jak jestem na Turnieju Czterech Skoczni i tylko obserwuję, co się tutaj dzieje, to tak - tęsknię i chciałbym stanąć na górze obiektu. Zwłaszcza tutaj, w Innsbrucku. Uwielbiałem tutaj rywalizować, a do tego w kwalifikacjach były świetne warunki. Wspomnienia wracają. To może pan wróci jeszcze? - Nie. Nie sądzę, bo jestem szczęśliwy teraz. Jak weźmie się wszystkie plusy i minusy, to jednak cieszę się, że podjąłem decyzję o zakończeniu kariery. Nie żałuję jej i wątpię, bym kiedyś żałował. Ma pan swojego faworyta Turnieju Czterech Skoczni? - Jestem patriotą i dlatego oczywiście mam nadzieję, że wygra jeden z Austriaków. Trzymam kciuki za nich wszystkich, ale oczywiście najbliżej końcowego zwycięstwa jest Stefan Kraft. Z jego aktualną dyspozycją i możliwościami powinien triumfować, ale historia pokazała, że do ostatniego konkursu wszystko może się wydarzyć. Czyli najważniejsze będą skoki w Bischofshofen? - Ważne, by w czterech konkursach skakać równo i na wysokim poziomie. Wtedy nie liczy się punktów, nie analizuje, jaką trzeba osiągnąć odległość, by zwyciężyć. To jest najbardziej komfortowa sytuacja. Pan na swoim koncie też ma triumf w TCS, w sezonie 2010/11. Jak trudne to zawody? - Myślę, że najtrudniejszy jest pierwszy konkurs w Oberstdorfie i ostatni w Bischofshofen. Inauguracja, bo człowiek sam ma nadzieję, że będzie się liczyć. Chce walczyć o końcowe zwycięstwo, a jak się nie uda już za pierwszym razem, to można się pakować i wracać do domu. Z kolei jak wszystko gra i podochodzi się do czwartych zawodów w roli jednego z kandydatów do końcowego triumfu, to oczekiwania są olbrzymie i trzeba sobie z tą presją poradzić. Wielu zawodników powtarza, że TCS to szczególny moment w sezonie. Dlaczego? - W tych zawodach wszystko jest inne. System KO, rywalizacja w parach, tylko cztery obiekty, mnóstwo publiczności na trybunach. Poza tym tutaj jest inaczej niż w Pucharze Świata. W ciągu całego sezonu możesz mieć słabsze momenty, załamanie formy, a i tak możesz na końcu sięgnąć po Kryształową Kulę. W TCS nie może być gorszych chwil. Wiele zależy też od szczęścia. Jeden podmuch wiatru i koniec marzeń. Kamil Stoch wraca do rywalizacji po kontuzji. Myśli pan, że uda mu się w tym sezonie osiągnąć formę sprzed roku? - Kamil nawet po kontuzji należy do światowej czołówki. Udowodnił to w Oberstdorfie, gdzie zajął w pierwszym konkursie czwarte miejsce. Proszę mi wierzyć, że to nie jest łatwe. Teraz na pewno potrzebny jest mu spokój, a jak to osiągnie i ustabilizuje swoje skoki, znowu będzie regularnie wygrywać. W Innsbrucku rozmawiała Marta Pietrewicz