Mistrzyni świata bez ogródek. Ujawniła brutalną prawdę o Polakach
Lindsey Van mimo że największe sukcesy osiągała kilkanaście lat temu, nadal cieszy się dużą popularnością. To właśnie ona walczyła o rozwój kobiecych skoków. Chciała, by panie mogły rywalizować na igrzyskach olimpijskich. Pierwsza mistrzyni świata w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" odniosła się również do sytuacji polskich zawodniczek. W mocnych słowach skomentowała działania PZN-u.

Lindsey Van zapisała się w historii skoków narciarskich. Amerykanka w 2009 roku jako pierwsza z kobiet sięgnęła po złoty medal podczas mistrzostw świata w czeskim Libercu. W kolejnych latach próżno było jednak szukać jej nazwiska na czele klasyfikacji. Największe sukcesy odnosiła w Pucharze Kontynentalnych. Pięć razy triumfowała w zawodach drugiej ligi. W 2012 roku wspólnie z Sarah Hendrickson, Andersem Johnsonem i Peterem Frenette zajęła piąte miejsce podczas historycznego konkursu drużyn mieszanych.
Po latach rywalizacji przyznała publicznie, że otrzymywała wiele seksistowskich komentarzy. Niektórzy nawet pytali się Amerykanki, czy nie ma problemów w locie ze swoim narządem rozrodczym. 38-latka w ostatnich latach walczyła w sądzie o skoki kobiet. Pragnęła, by sportsmenki mogły rywalizować na takich samych warunkach, co panowie. Uwagę byłej zawodniczki zwróciła sytuacja skoczkiń w Polsce. Kobieta uważa, że sprawa jest dość poważna, a pomysły PZN-u są jej zdaniem absurdalne.
Mistrzyni świata nie kryła oburzenia. Wyznała, co sądzi o Polakach
38-latka nie pożegnała się na dobre z dyscypliną, którą uprawiała przez lata. Amerykanka od niedawna pracuje z Międzynarodową Federacją Narciarską. W wywiadzie udzielonym "Przeglądowi Sportowemu" przyznała, że nie kryje podekscytowania przed historycznym konkursem pań na "mamucie" w Vikersund.
"Jak tylko loty kobiet pojawiły się w programie, szybko zabukowałam bilet do Norwegii. Bardzo tęskniłam za rodziną skoków narciarskich, zresztą nadal tęsknie za tym sportem"- wyznała.
Kobieta została zapytana również o nieobecność Polek na Raw Air. Jej zdaniem, bak naszych zawodniczek wynika z nikłego wsparcia finansowego. Lindsey Van odniosła się również do ustanowionego przez PZN wskaźnika BMI. Jak wiadomo, sportsmenki, które przekroczą granicę (będą miały powyżej 21 BMI) nie mogą liczyć na finansowanie szkoleń.
Nie można klasyfikować zawodniczek na podstawie wagi. To jakiś absurd! Powiedziałabym, że jest to nawet powrót do epoki kamienia łupanego. To nie jest zdrowe dla młodych kobiet, które wciąż się rozwijają. Chyba nigdy nie osiągnęłam odpowiedniego poziomu BMI, a przecież zostałam mistrzynią świata. Gdyby wprowadzono u nas taką zasadę, moja kariera stanęłaby pod znakiem zapytania. Myślę, że taka sama sytuacja dotyczy Cariny Vogt albo Maren Lundby. To bardzo archaiczne myślenie związku


