Daniel-Andre Tande to postać doskonale znana fanom sportów zimowych, a w szczególności skoków narciarskich. 30-latek na swoim koncie ma wiele imponujących osiągnięć, w tym m.in. zdobycie tytułu mistrza świata w lotach. Tytułów i trofeów w jego kolekcji byłoby jednak znacznie więcej, gdyby nie pech, który prześladuje Norwega już od wielu lat. Wypadki, kontuzje, problemy zdrowotne - tak mniej więcej wyglądały ostatnie lata dla Daniela-Andre Tande. Najwięcej z pewnością mówiło się o niebezpiecznym upadku, który podopieczny Alexandra Stoeckla zaliczył w Planicy w 2021 roku. Wówczas tuż po wyjściu z progu Norweg stracił równowagę, spadł z dużej wysokości i z impetem uderzył o bulę mamuciej skoczni. Na pomoc zawodnikowi niemal od razu ruszyły służby medyczne. Po długiej interwencji lekarzy skoczek przetransportowany został do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Po tak koszmarnym wypadku wielu kibiców obawiało się o życie Daniela-Andre Tande. Spora część fanów skoków narciarskich przypuszczała, że po takim doświadczeniu Norweg nie zdecyduje się już na powrót na skocznie. Ten jednak udowodnił, że ma mentalność prawdziwego mistrza i kilka miesięcy później wrócił do rywalizacji na arenach międzynarodowych. Dolewają oliwy do ognia ws. konfliktu w Norwegii. Skoczkowie długo milczeli Daniel-Andre Tande nagle wycofał się z Pucharu Świata. Znamy powód Norweskiego gwiazdora kibice mieli okazję zobaczyć także w trwającym obecnie sezonie. 30-latek miał okazję rywalizować na obiektach w Ruce, Lillehammer, Klingenthal i Engelbergu, a następnie wziął udział w Turnieju Czterech Skoczni i PolSKIm Turnieju. Tande znalazł się także w kadrze reprezentacji Norwegii na mistrzostwa świata w lotach narciarskich. Po niezbyt udanym występie na skoczni Kulm 30-latek jednak nagle... zniknął z Pucharu Świata. Po niemal miesięcznej przerwie od startów w zawodach dziennikarze "Dagbladet" postanowili skontaktować się z jednym z najbardziej utytułowanych podopiecznym Alexandra Stoeckla, aby dowiedzieć się, dlaczego tak nagle postanowił on wycofać się z cyklu. Na odpowiedź nie musieli długo czekać. 30-latek podkreślił, że jego nieobecność nie ma nic wspólnego z zamieszaniem wokół kadry. Przypomnijmy, że po wspomnianych wcześniej mistrzostwach świata w lotach norwescy skoczkowie postanowili wysłać list do Norweskiego Związku Narciarskiego, w którym wyrazili oni swoje niezadowolenie względem tego, jak przebiega ich współpraca z trenerem Alexandrem Stoecklem. Przedstawiciele związku stoją jednak po stronie szkoleniowca i niewiele wskazuje na to, aby problemy w norweskiej kadrze w najbliższej przyszłości zostały rozwiązane. Dramatyczne wieści z obozu rywali Polaków. Łzy doświadczonego trenera