Mija dekada od "polskiego weekendu w Engelbergu" Mija 10 lat od rozegrania pamiętnych nieoficjalnych Mistrzostw Polski w Engelbergu. Był to siódmy konkurs Pucharu Świata w sezonie 2013/14, z punktu widzenia polskich kibiców jeden z najbardziej udanych w historii cyklu. Przed rozpoczęciem zawodów dwóch Polaków mogło już pochwalić się konkursowymi triumfami – w szalonej inauguracji wygrał Krzysztof Biegun, a tydzień przed zawodami w Szwajcarii, w Titsee-Neustadt zwyciężył Kamil Stoch. Wszyscy liczyli na udane loty w lubianym przez Polaków Engelbergu, ale mało kto podejrzewał który z zawodników przyniesie kibicom najwięcej radości. Przed rozpoczęciem zawodów niewiele wskazywało na eksplozję formy u Janka Ziobry, który w czterech poprzednich konkursach prezentował bardzo równą formę, jednak niezbyt wysoką formę, zajmując odpowiednio 44., 44., 44., i 48. miejsce. Zdecydowanie więcej nadziei kibice pokładali w Stochu, Biegunie i Kocie, dobrze spisywał się też Piotr Żyła. W kwalifikacjach rozegranych dzień wcześniej 2. miejsce zajął Klemens Murańka, jednak już pierwsza seria konkursowa pokazała, kto w Engelbergu ma "największy luz". Pierwszy w historii dublet Polaków. Zwycięstwo dał "luz w d...." Sobotnie zawody rozpoczęły się kwadrans przed 14. Pierwszym Polakiem, który odbił się z progu, był Dawid Kubacki. Następnie na belce zasiadł Włoch – Davide Bresadola, a tuż po nim Jan Ziobro. Żeby wyprzedzić lidera musiał skoczyć 129 metrów, jednak jeszcze zanim Polak zaczął zbierać się do lądowania, widać było, że wyląduje znacznie dalej. Sędziowie zmierzyli mu 134 metry, a Ziobro objął prowadzenie. Pod ścianką dla liderów został aż do końca pierwszej serii wyprzedzając Andersa Bardala i Jakuba Jandę. Na czwartym miejscu uplasował się Piotr Żyła, siódmy był Kamil Stoch, a ósmy Klemens Murańka. Dla kibiców stało się jasne, że Polacy odegrają kluczowe role w tym konkursie, jednak serca drżały o odporność psychiczną nieoczekiwanego lidera, który (nie licząc przedziwnej i szczęśliwej dla Krzysztofa Bieguna inauguracji w Klingenthal, Ziobro był dziewiąty) nigdy nie był nawet w czołowej "dziesiątce" zawodów Puchar Świata. W drugiej serii znakomitym skokiem popisał się Simon Amman, który dzięki wyrównaniu wyczynu Ziobry z pierwszej kolejki (134 m) zdołał awansować z 28. na 11. lokatę. Przed skokami pierwszej dziesiątki na 7. miejscu plasował się Dawid Kubacki, a na 11. Maciej Kot. Polscy kibice czekali jednak na jeszcze czterech Polaków, którzy po pierwszej serii okupowali miejsca w ścisłej czołówce. Jako pierwszy zaprezentował się Klemens Murańka – 134 metry i przewaga z pierwszej serii pozwoliły na objęcie prowadzenia. Tuż po nim miejsce na belce zajął Kamil Stoch – piękne wybicie, kamienna sylwetka w locie i perfekcyjny telemark po skoku na 137,5 m dały mu prowadzenie z przewagą niemal 9 punktów nad Murańką. Kolejni zawodnicy skakali daleko, ale nie na tyle żeby zagrozić liderowaniu Orła z Zębu. Atakujący podium Piotr Żyła wykonał swój słynny rozbiegowy rytuał i oddał solidną próbę, jednak 131,5 metra wystarczyło na 3. miejsce, a na górze wciąż znajdowało się trzech skoczków. Jakub Janda skoczył tak, jak Żyła, minimalnie go wyprzedzając. Stoch wiedział już, że będzie na podium, a komentatorzy zaczęli wyliczać, że 2. miejsce Polaka da mu objęcie prowadzenia w klasyfikacji generalnej PŚ. Gorzej od niego musiał jednak skoczyć Bardal lub Ziobro, ewentualnie obaj. Anders Bardal odepchnął się od belki startowej niezwykle lekko, wręcz anemicznie, jednak odległość, jaką uzyskał, była znakomita – 140 metrów, czyli najdłuższy skok zawodów. Niepewne lądowanie na dwie nogi poskutkowało jednak niskimi notami za styl – najwyżej skok ocenił Norweg (cóż za przypadek...), który uznał, że lądowanie na granicy podpórki w pełnym przysiadzie zasługuje na 17,5 punktu. Bardziej realistycznie próbę Norwega ocenił Szwajcar, który przyznał notę 14,5. Finalnie norweski zawodnik wskoczył na drugą lokatę, o 0,9 pkt. za Kamilem Stochem. W tym momencie było już jasne, że zwycięzcą w Engelbergu będzie Polak, a Stoch za chwilę założy żółty plastron lidera PŚ. Po 13 sekundach oczekiwania na belce pojawiło się zielone światło dla Janka Ziobry. Ten nie zwlekał ani chwili, szybko przeciągnął się jeszcze na belce i pomknął w dół. W momencie wybicia wszystko wyglądało w porządku, jednak jego siłę można było w pełni docenić dopiero po zmianie kamery drugiej fazie lotu – Polak leciał trajektorią wyższą niż którykolwiek z poprzedników i już na wysokości punktu konstrukcyjnego widać było, że zwycięstwo może mu odebrać tylko upadek na wypłaszczeniu zeskoku. Nic takiego nie miało miejsca, a Janek pewnie (choć na dwie nogi) wylądował o metr dalej niż chwilę wcześniej Bardal, tym samym wyrównując rekord skoczni na 141. metrze. Jan Ziobro odniósł swoje pierwsze (i jak się miało okazać jedyne) zwycięstwo w Pucharze Świata. Po raz pierwszy w historii dwóch Polaków zajęło dwa pierwsze miejsca w konkursie. Kibicom sporo satysfakcji sprawiły też miny trenerów innych reprezentacji wokół rozpromienionego Łukasz Kruczka. Lekkie niedowierzanie Alexandra Stoeckla (trener Norwegów), tęsknota w uśmiechu Alexandra Pointnera, dla którego był to ostatni sezon w roli trenera kadry Austrii. Do tej pory to zwykle on cieszył się z dubletów swoich podopiecznych. Kamera ujęła także pozbawioną emocji twarz Waltera Hofera, który jeszcze dłuższą chwilę spoglądał w dół na miejsce, w którym przed chwilą wylądował Polak. Jak Jan Ziobro poradził sobie z ogromną presją, która już tyle razy sparaliżowała przed drugim skokiem wielu znacznie bardziej doświadczonych skoczków broniących liderowania po pierwszej serii? Z pewnością pomogła podpowiedź, które Polak zapisał sobie na nartach – słynny "luz w d*pie". Po siedmiu konkursach PŚ trzech Polaków miało na swoim koncie zwycięstwo, jak się później okazało, dla dwóch z nich były to jedyne triumfy w karierze. Dla Janka Ziobry nie było to jednak ostatnie podium. Tym cieszył się dokładnie dzień później, w niemal tak samo udanych zawodach z tą różnicą, że wygrał Kamil Stoch, a Ziobro był trzeci. Tak skończył się "polski weekend w Engelbergu". Burzliwe sezony i wykreślenie z kadry. Dalsze losy Janka Ziobry Niestety w kolejnych konkursach Janek nie był w stanie zbliżyć się do prezentowanego w Szwajcarii poziomu. W następnych konkursach punktował, jednak były to lokaty w 2. i 3. dziesiątce. Do czołówki udało mu się jeszcze wskoczyć w Wiśle, gdzie zajął 6. miejsce. Pozwoliło mu to jednak pojechać na Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi, gdzie w konkursach indywidualnym był 13. i 15. Znalazł się też w składzie na zawody drużynowe, które Polacy zakończyli na 4. pozycji. W kolejnych sezonach było już tylko gorzej. Ziobro trenował przede wszystkim z kadrą B. W sezonie 2015/16 do "30-tki" nie wszedł ani razu. Nieco lepiej było rok później, kiedy punktował kilkukrotnie, a podczas zawodów w Sapporo udało mu się nawet zająć 9. miejsce. Pod koniec roku 2017 atmosfera wokół zawodnika zrobiła się bardzo gęsta – w nieprzychylnych słowach wypowiadał się on o trenerach, kolegach i całym związku, a PZN nie pozostawał mu dłużny. Ziobro zawiesił swoją karierę 5 stycznia 2018. Dziesięć dni później prezydium Polskiego Związku Narciarskiego wykreśliło go z listy zawodników. Obecnie Jan Ziobro mieszka w Spytkowicach i pracuje w rodzinnej firmie produkującej meble. Jego pasją pozostaje tuning samochodów, w przeszłości zdarzało mu się też projektować i lakierować kaski narciarskie, które zakładał on sam i kilku innych kolegów z kadry.