Eskalacja złych emocji nastąpiła w Planicy, podczas ostatniego weekendu z Pucharem Świata w tym sezonie, gdy oficjalnie stało się jasne, że dobiegła końca misja w kadrze trenera Michala Doleżala. Adam Małysz: Cieszę się, że to pan powiedział Bardzo słaby sezon w wykonaniu polskich skoczków, którego jedyną "jaskółką" był brązowy medal olimpijski Dawida Kubackiego, a do tego dyskusyjny styl rozstania z czeskim szkoleniowcem, doprowadziły do publicznej "zadymy". Starszyzna naszych skoków, na czele z Kamilem Stochem, w bezceremonialny sposób przed kamerami rozliczyła się z decydentami polskich skoków, w tym z Adamem Małyszem. Sam "Orzeł z Wisły" widząc, jak gęsta atmosfera panuje w Planicy, postanowił przed czasem wrócić do domu, aby nie przyjmować razów. OCENA KADENCJI MICHALA DOLEŽALA W PROGRAMIE POLSKIE SKOCZNIE. WIDEO W programie "Misja Sport", na kanale "Przeglądu Sportowego", bardzo ostro na temat publicznych "występów" naszych skoczków wypowiedział się Łukasz Kadziewicz. - Trener ma trenować, dyrektor zarządzać, a na koniec pan prezes musi wyjść i przyjąć na klatę, że tylko trzy razy było podium PŚ, a nie 18 jak w poprzednim sezonie. Czy zawodnikom nie odjechał peron i dziś z ich ust słyszę coś, co moim zdaniem nigdy nie powinno mieć miejsca? - irytował się były siatkarz, współprowadząc rozmowę właśnie z Małyszem. - Bo jeśli dyrektor, pan Adam Małysz, pisze nawet SMS-a do wielkiego mistrza Kamila Stocha, to kultura nakazałaby, żebyście cały czas byli w dobrych relacjach. Moim zdaniem wykorzystanie mediów, jako platformy do prowadzenia takich dyskusji, jest błędem. To jest gigantyczny błąd wizerunkowy, jak teraz wygląda sytuacja w polskich skokach - denerwował się "Kadziu". - Cieszę się, że to pan powiedział, a nie ja - zareagował Małysz, powtarzając, że do takich wydarzeń w ogóle nie powinno było dojść. Małysz: Wyjechałem stamtąd i nawet nie chciałem oglądać skoków - Powiem szczerze tak: dla mnie to było bardzo ciężkie przeżycie. Stamtąd wyjechałem i przez dwa dni naprawdę byłem odcięty od rzeczywistości. Nawet nie chciałem oglądać skoków. To co się wydarzyło nie powinno mieć miejsca choćby z tego powodu, że przez te wszystkie lata, gdy pracuję w PZN, zawsze starałem się, żeby tej kadrze niczego nie brakowało. Żeby miała wszystko. Bo słowa, które słyszałem od niektórych zawodników, że będzie gorzej, są nieprawdą. Tym bardziej ciężko jest mi to przyjąć - mówił wyraźnie przybity Małysz. CZYTAJ TEŻ: Pożar w polskich skokach ugaszony? Stoch rozmawiał z Tajnerem Na koniec padło zasadne pytanie o relacje, które mimo tych wszystkich wydarzeń, na nowo trzeba starać się zbudować wewnątrz grupy i w głównej kadrze. Małysz stwierdził, że na pewno dojdzie do takiego spotkania, choć od razu zastrzegł pewną rzecz. Zdecydowanie. - Tylko jeśli ma ono wyglądać tak, jak było w Planicy, gdzie ja z wiceprezesem PZN na początku byliśmy sporo atakowani i odpowiadaliśmy na wszystkie pytania, ale w zasadzie pożegnaliśmy się przybijając sobie "piątkę", lecz później dostaliśmy tak po uszach, to do takiego spotkania ja się więcej nie piszę - odparł dyrektor w Polskim Związku Narciarskim.