Michał Białoński: Udało się odpocząć na nartach? Adam Małysz, dyrektor koordynator ds. skoków i kombinacji norweskiej: Byłem na krótkim, trzydniowym wyjeździe w Austrii, blisko Bischofshofen. Mamy tam stałe miejsce, do którego zawsze jeździliśmy po zakończeniu sezonu. Potrzebowałem odskoczni, bo było dużo pracy w związku, teraz do niej już wróciłem. Niektórzy kraczą, że ma pan odchodzić z PZN-u. Jak to wygląda naprawdę? - Miałem takie przemyślenia po tej całej sytuacji, do jakiej doszło w Planicy. Człowiek serce oddaje tej pracy, natomiast cała sytuacja, jaka tam miała miejsce nie była dla mnie łatwa. Można powiedzieć, że się stamtąd ewakuowałem i to nie na własne życzenie. Zaskoczyły pana słowa Kamila Stocha i Piotra Żyły, którzy uderzyli w PZN i pana osobiście po zwolnieniu Doleżala? - Trochę byłem tym podłamany. Nigdy nie przypuszczałem, że chłopaki mogą się tak zachować. Szczególnie w stosunku do mnie. Było minęło - jak się to mówi. Mam nadzieję, że się wszystko poukłada. Zawodnicy stanęli murem za Michalem Doleżalem, ale z drugiej strony ja zawszę wolę, jak sportowiec broni trenera nie słowami, tylko wynikami. Tych jednak w sezonie 2021/2022 nie było. Nasi skoczkowie nie wygrali choćby jednych zawodów Pucharu Świata. Kamil Stoch narzekał jednak też na błędy komunikacyjne na linii związek - trener i związek - zawodnicy. Polak z Polakiem nie potrafią się już dogadać? Małysz: Planica to nie był dobry czas, aby rozmawiać ze skoczkami o zmianie trenera Nie mogliście ich powiadomić o zwolnieniu Doleżala wcześniej? - Można było z nimi o tym porozmawiać. Nie chcę się w tym momencie bronić, broń Boże, ale wiemy doskonale, że zawodnicy byli tuż przed konkursami. Więc nie był to dobry czas, aby z nimi rozmawiać o zmianie trenera. To wszystko było dosyć mocno ... nie powiedziałbym spontaniczne, ale na pewno zrobione w ten sposób, że... Widzieliśmy, jaka była reakcja. Niektórzy mówią, że zmiana trenera była dobrze zaplanowana. Jeżeli będzie podziękowanie trenerom i części współpracowników, to właśnie taka reakcja miała miejsce. Nie chcieliśmy się na ten temat wcześniej wypowiadać, bo sezon trwał. Małysz: Słowa, jakie padły pod naszym adresem były bardzo krzywdzące To jest dość zrozumiałe. - Poza tym, to związek wybiera trenera, a nie sami sobie zawodnicy. Gdyby do tego doszło, że zawodnicy sami decydują o tym, kto ich ma trenować, to po co w ogóle jest ten związek? PZN tyle im daje, że szkoda gadać. Te słowa, które padały pod naszym adresem były bardzo krzywdzące. Tak jakby związek chciał im coś zabrać, groził brakiem pieniędzy, albo kazał płacić za trenera. Oczywiście, mogą sobie za niego płacić, ale na razie dostają wszystko, czego potrzeba do odnoszenia sukcesów. Gdyby któryś ze skoczków teraz powiedział, że czegoś mu brakuje, to naprawdę by zgrzeszył. Szkoda nawet mówić. Małysz: Gdy chciałem Lepistoe, poszedłem do PZN-u, a nie do mediów Kamil Stoch mówi: "Dajcie mi trenera, z którym ja bym chciał pracować". Pewnie chce iść pańskim śladem, gdy w późniejszym etapie kariery pomagał panu Hannu Lepistoe? - Ależ proszę bardzo! Dlaczego Kamil nie przyjdzie i nie porozmawia z nami na ten temat, że dorósł do tego momentu, w którym chce mieć indywidualnego trenera? Kamil miał od nas już dużo wcześniej propozycję, by trenował indywidualnie, jeśli tylko zechce. Odpowiedział, że on woli ćwiczyć z grupą. W takim układzie musi się jednak dostosować do innych zawodników. I do wyborów trenerów, jakich dokonuje związek. Mówi pan, że Łukasz Kruczek był panu bardziej kolegą niż trenerem, ale czy podobnie nie było w wypadku Michala Doleżala? On przecież również był na przyjacielskiej stopie z kadrą skoczków, zwłaszcza z trójką naszych mistrzów świata. To nie był ten sam charakter, co Stefan Horngacher, który potrafił użyć metody marchewki, ale też metody kija. Tę drugą stosował, korygując choćby pozycję najazdową Piotra Żyły, ów słynny garbik i fajeczkę. Czy Doleżalowi nie brakowało, choćby od czasu do czasu, twardej ręki? - Na pewno trochę tak. Ja zawsze to powtarzałem i będę to robił: Michal jest naprawdę dobrym trenerem i człowiekiem, ale czasem brakowało mu mocnej ręki, gdy trzeba było tupnąć nogą, czy walnąć pięścią w stół i powiedzieć: "Ma być tak i tak zrobione, ja tutaj rządzę!". Małysz: Nie dostaliśmy wyjaśnienia od Doleżala do dzisiaj Nawet Kamil Stoch przyznaje, że zawalona była pierwsza część sezonu. O co chodziło? O przygotowania fizyczne, czy błędy techniczne? - Oni przede wszystkim twierdzą, że szwankował sprzęt. Kontroler sprzętu FIS Mika Jukkara zaczął nas wręcz prześladować, nakazał zmianę pewnych krojów kombinezonów, choć inni mieli takie same i nikomu to nie przeszkadzało. De facto ja i nie tylko ja, twierdzę, że w systemie przygotowań był popełniony błąd. Dlatego chcieliśmy wyjaśnienia od trenerów, w czym ten błąd tkwił. Do dzisiaj tego wyjaśnienia nie dostaliśmy, więc o czym tu w ogóle rozmawiać? Małysz: Rezygnacja z Pernitscha na wniosek Thurnbichlera Zrezygnowaliście też z odpowiadającego za przygotowanie fizyczne doktora Haralda Pernitscha, który pracował z naszymi skoczkami od 2016 r., gdy jego zatrudnienie rekomendował Horngacher. To również sporo mówi. - To trener wybiera sobie współpracowników. My, broń Boże, nie chcieliśmy się mu w to wtrącać. Od razu, gdy dogadaliśmy się z Thomasem Thurnbichlerem, pytaliśmy go czy chce tę współpracę kontynuować. Odpowiedział, że nie jest mu to potrzebne, więc sytuacja była jasna, Thurnbichler ma trochę inny system przygotowań i trzeba wierzyć w to, że on zadziała. Jakie były kulisy wyboru Thurnbichlera? Nowy trener ma dopiero 32 lata, ale niemałe już doświadczenie, jakie zyskał w kadrze Austrii. - W pewnym sensie przypomina mi Horngachera. Stefan może nie w jego wieku, ale cały czas był asystentem i wykonywał swoją robotę. Często odwalał też robotę za głównego trenera. Właśnie takich ludzi się promuje. Również dlatego, że oni mają niesamowity zapał. Z Thomasem było podobnie. Rozmawialiśmy z wieloma różnymi trenerami. Czym was przekonał Thurnbichler? - Wydawał się najbardziej ambitny. Spodobał nam się też system, jaki przygotował. Wydawał nam się on bardzo dobry. Mamy nadzieję, że nowy trener podciągnie w górę nie tylko liderów, którzy są już bardzo doświadczonymi zawodnikami, ale też młodych. Jeden z priorytetów dla nas to młodzi. Chcemy, aby oni zrobili duży postęp. Mamy nadzieję i głęboko w to wierzymy, że z Thurnbichlerem to wszystko zafunkcjonuje. Ktoś go panu podpowiedział, czy trener Thurnbichler to wynik obserwacji i pańskiej znajomości całego środowiska? - Thurnbichler był w składzie ekipy Alexandra Pointnera, który PZN-owi złożył swoją ofertę. Wtedy zaczęliśmy się bardziej nim interesować. Oczywiście znałem go wcześniej, wiedziałem jak pracuje w ekipie Austrii, ale gdy dostałem zlecenie od związku, by rozmawiać z kandydatami na nowego trenera, to Thurnbichlera nie brałem pod uwagę. Z czasem stał się kandydatem numer "jeden". Rozmawiał Michał Białoński, Interia Jutro zaprezentujemy II część wywiadu z Adamem Małyszem.