W I części wywiadu dla Interii Adam Małysz powiedział m.in.: Nie przypuszczałem, że Stoch z Żyłą mogą się tak zachować. W II części dyrektor polskich skoków zdradził, że był krytyczny moment w negocjacjach z Thomasem Thurnbichlerem. Adam Małysz: Oglądalność poleciała na łeb, na szyję. Nie mogliśmy ryzykować dalszej pracy z Doleżalem Michał Białoński, Interia: Czy w związku z fatalnymi wynikami w minionym sezonie PZN dostawał sygnały od sponsorów, że mogą się wycofać? Adam Małysz, dyrektor koordynator ds. skoków i kombinacji norweskiej: Niektóre umowy zostały renegocjowane. Brak wyników mógł mieć na to wpływ. Ja akurat nie uczestniczyłem w tych rozmowach. To było na głowie bardziej prezesa Apoloniusza Tajnera i sekretarza generalnego Jana Winkiela. Oczywiście dokonania takie, jak te z ostatniego sezonu, nie ułatwiają walki o sponsorów. Wszyscy wiemy doskonale, że oglądalność skoków w telewizji spadła i to dosyć mocno. To powoduje, że człowiek się dwa razy zastanawia nad tym, co zrobić, żeby było lepiej. Żeby nasze skoki wróciły na właściwe tory. Dlatego doszło do zmiany trenera? - Nie mogliśmy ryzykować kolejnego sezonu z Michalem Doleżalem w roli pierwszego trenera. Musimy patrzeć w przyszłość z Thomasem Thurnbichlerem. Adam Małysz: Thomas Thurnbichler głośno mówi nawet szeptem Z całego PZN-u właśnie pan przeprowadził najwięcej rozmów z nowym szkoleniowcem. Jaki to jest człowiek? Skromny, spokojny, odważny, rezolutny? - Ciężkie pytanie. Na pewno Thomas ma mocny głos. I nawet to jest jego mocnym punktem. Gdy z tobą rozmawia, to zaczynasz stawać prawie na baczność. Głos lekko zachrypnięty, ale do tego stopnia mocny, że gdyby nawet szeptał, to możesz go usłyszeć z drugiego pokoju (śmiech). Coś jeszcze może pan o nim powiedzieć? - Widać, że jest bardzo zaangażowany. Mimo młodego wieku, ma bardzo dobrze poukładane w głowie. Wie dokładnie, jak to wszystko ma wyglądać. Adam Małysz: Thurnbichler nie pozwoli sobie wejść na głowę Jakieś minusy? - Pewnie będzie trochę problemów, jeśli chodzi o media, jego udzielanie się dla nich. Myślę, że i tu wykreuje sobie swoją linię, której będzie się trzymał. Jest na tyle otwartą osobą, że nie powinien mieć z tym problemów. Jakie będzie miał kontakty ze skoczkami? Wie pan, a jeśli nie, to czy podejrzewa, że Thurnbichler, przed podpisaniem umowy z PZN-em, konsultował się ze swym rodakiem Stefanem Horngacherem? Ja na jego miejscu bym tak uczynił, zwłaszcza w momencie największej awarii od lat, do jakiej doszło w polskich skokach. To nie jest łatwa decyzja wskoczyć do wody pełnej wirów. - Dokładnie, dlatego to nie był dla niego taki prosty wybór. Tym bardziej po tych wypowiedziach naszych skoczków, jakie padły w Planicy. Po tych próbach wywarcia nacisku. Powtarzam - Thurnbichler już wtedy zrezygnował z nas, ale udało się go przekonać jeszcze raz. Czy konsultował się z Horngacherem, tego nie wiem. Thomas ma swoich ludzi, którzy stanowią dla niego wsparcie, choćby w Austrii. I sami mu podpowiedzieli, że to jest dla niego dobra droga. To jest dla niego nowy początek, po przejściu takiej szkoły, jaką miał u siebie. To, co się dzieje w Polsce, jeśli chodzi o skoki narciarskie, ich popularność, to dla Thomasa otwarcie zupełnie nowych drzwi. A wracając do Stefana Horngachera, on też miałby problem, żeby od razu być trenerem w Niemczech. Adam Małysz: SMS od Wernera Schustera wyjaśnia wszystko Dlaczego? - Niemcy zawsze mówili, że po Wernerze Schusterze, to już chcą Niemca, a jednak Stefan tam trafił. Dlatego podobieństwo samo się ciśnie na język. Zresztą od Schustera też dostałem SMS-a, w którym pogratulował postawienia na Thurnbichlera. Werner przypomniał, że Thomas jest jego wychowankiem i poprosił, żebym mu tylko pomógł radzić sobie z mediami (śmiech). Już ten SMS pokazuje, że naprawdę zatrudniliśmy nie byle kogo. Nie myślał pan o zatrudnieniu Schustera? - Z Wernerem też rozmawiałem, ale stwierdził, że jeszcze upłynęło za mało czasu, odkąd przestał pracować w Niemczech. Ma swoje projekty i chce je kontynuować. Obiecał, że przypomni się nam w przyszłości. Wracając do Thomasa, podpisanie umowy z nami, to na pewno odważny krok z jego strony, ale też dowodzi tego, że się nie boi wyzwań. To człowiek nie tylko otwarty, ale też taki, który będzie wytrwale dążył do osiągnięcia swych celów. Adam Małysz: Mathias Hafele nowym specjalistą od szycia kombinezonów Michalowi Doleżalowi nie wyszedł ostatni sezon, co nie zmienia faktu, że jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od szycia kombinezonów. Zajmował się tym nawet podczas mistrzostw Polski w Zakopanem. Kto go w tym zastąpi? - Mamy już osobę, która jest bardzo znana w gronie szyjących kombinezony. Przyszła razem z Thurnbichlerem. Można podać jej nazwisko? - Mathias Hafele. Miał propozycję pracy w FIS-ie, w roli kontrolera sprzętu, ale zrezygnował. Wolał przyjść do nas. Zresztą myśmy chcieli z nim już dużo wcześniej nawiązać współpracę. Ale wtedy się nie zgodził. Pracował dla Austriaków. Dopiero teraz udało się go pozyskać. Adam Małysz: Pogłoski, że nas nie było stać na kogoś to jest bzdura Gdy poszukiwania nowego trenera się przeciągały, pojawiały się komentarze, że na wielu fachowców was nie stać. Jak było naprawdę? Czy można rozumieć przez to, że Thurnbichler jest tanim trenerem? - Pogłoski, że nas nie było stać na kogoś, to jest bzdura! Wzięły się tyko z tego, że Alex Pointner napisał, iż nie mieliśmy budżetu na niego. Tymczasem on chciał sprowadzić cały, spory swój team, razem z systemem. To wszystko kosztowałoby potężne pieniądze, na które nas nie byłoby faktycznie stać. Samego Poitnera moglibyśmy zatrudnić bez żadnego problemu. Proszę nam zaufać, my wiemy, jakie są stawki na rynku dla pierwszego trenera, a jakie dla asystentów. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Nie mamy się też czego wstydzić. Płacimy takie stawki, jak światowa czołówka. Dopiero gdy pojawiają się wyimaginowane liczby członków sztabu, mówimy "stop". Nie dajemy się nabrać na wyssane z kosmosu kwoty, jakie padały przy niektórych propozycjach. Trzeba być realistą. Póki co, stać nas na najlepszych trenerów. Natomiast nie interesują nas ci, którzy chcą się tylko obłowić w dwa lata i zwinąć żagle. Nam bardziej chodzi o jakość i ciągłość pracy. Rozumiem zatem, że Poitner ze swym sztabem byłby droższy niż Horngacher ze swymi współpracownikami? - I to zdecydowanie. Mimo wszystko Alex Poitner bardzo fajnie się zachował. Pomógł nam również w negocjacjach z Thomasem i z Hafelem. Dlatego należy mu się chapeau bas. Pomimo tego, że zrezygnowaliśmy z jego oferty, to sam zaproponował: "Weźcie chociaż część mojego teamu, który miał przyjść ze mną". Takie podejście się naprawdę rzadko zdarza. Adam Małysz nie pali się do objęcia funkcji prezesa PZN-u Najważniejsze pytanie zostawiłem na koniec. Wiadomo, że w czerwcu czekają nas wybory władz PZN-u. Apoloniusz Tajner nie może już kandydować, zabrania mu tego ustawa. Światła są skierowane na pana. Jest pan gotów przesiąść się na wyższego konia? Długo pan się od tego odżegnywał. - Nadal nie podjąłem żadnej decyzji w tej sprawie. To nie jest takie proste. Od dłuższego czasu jest wywierany dość mocny nacisk na mnie, ale to jest bardzo trudna decyzja. Jest wiele "za", ale też wiele "przeciw". Lepiej się pan czuje na stanowisku dyrektora? - Przede wszystkim lubię to, co robię. Jestem aktywny i mogę pomagać, wykorzystując pełnię mojej wiedzy i doświadczenia. Jeśli chodzi o prezesurę, to nie jest to takie proste. To jest już bardziej oficjalne stanowisko i zdecydowanie inna funkcja od tej, którą pełnię obecnie. Czytaj także: Szykuje się rewolucja w skokach! Rozmawiał Michał Białoński, Interia