Maciej Kot imponuje w ostatnich tygodniach postawą w Pucharze Kontynentalnym w skokach narciarskich. Niedawno stanął na podium w Lillehammer, gdzie był na nim najmłodszym zawodnikiem, a teraz zanotował piątą wygraną w karierze w imprezie tej rangi. Był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem w Kranju. O tym, że zakopiańczyk, który obecnie mieszka w Nowym Targu, wskoczył na naprawdę wysoki poziom, świadczą regularne miejsca w "10" konkursów Pucharu Kontynentalnego, a także wszystkie wygrane serie w Kranju w niedzielę. Słowa Małysza obiegły świat. Za granicą wywołał poruszenie. "To się nie zdarza" Maciej Kot: to będzie czyste szaleństwo Kot wysłał wyraźny sygnał, że chce wrócić do PŚ i teraz dostanie szansę. Tyle że z tego powodu rozpocznie pierwszą w karierze podróż dookoła świata. Z Sapporo bowiem ruszy do amerykańskiego Iron Mountain, by walczyć o powiększenie kwoty startowej dla Polski. Jeśli mu się to uda, to najpewniej do końca sezonu zobaczymy go w zawodach Pucharu Świata. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Po raz piąty w karierze wygrałeś zawody Pucharu Kontynentalnego. To zaplecze dla najlepszych skoczków narciarskich świata, ale jednak odkąd zmniejszone zostały limity w Pucharze Świata, to podium w tym cyklu ma znaczenie. To jest też wyznacznik pewnego poziomu. U ciebie ten poziom od pewnego czasu jest już bardzo równy i chyba można powiedzieć, że dobry? Maciej Kot: - Rzeczywiście od pewnego czasu moje skoki wyglądają coraz lepiej. Szedłem do góry metodą małych kroczków. Było coraz lepiej. Łapałem pewność siebie, ale też szukałem swobody, jaka jest potrzebna w skokach. Kiedy pojawiały się ponad 140-metrowe skoki, jak w Ruce, czy Sapporo, to było też trochę radości z latania i rywalizacji, bo zacząłem czuć, że mogę nawiązać walkę z najlepszymi. Od zmiany limitu w Pucharze Świata, najlepsi zawodnicy w Pucharze Kontynentalnym to nie są "ogórki", jak to się mówi. To nie są słabi zawodnicy, tylko skoczkowie, którzy wracają z Pucharu Świata, w którym robią pewne punkty. Manuel Fettner, czy Fredrik Villumstad są tego najlepszym przykładem. Obaj byli mocnymi punktami swoich drużyn w Pucharze Świata. Austriak Markus Mueller w Pucharze Kontynentalnym stawał na podium. Teraz w Pucharze Świata skacze bardzo dobrze. Widać, że czołówka Pucharu Kontynentalnego prezentuje już wysoki poziom. Cieszy mnie zatem to, że mogłem powalczyć i wygrałem. Ta wygrana w Kranju jest dla mnie ważna. Teraz wracasz do Pucharu Świata. Wystąpisz w Sapporo po raz drugi w tym sezonie. To będzie ostatnia szansa na to, by załapać się do kadry na mistrzostwa świata, choć odnoszę wrażenie, że Thomas Thurnbichler ma już skład ustalony. Ty i Kamil Stoch macie ewentualne szanse na wyjazd do Trondheim tylko wtedy, jeśli pokażecie się z bardzo dobrej strony, a to oznacza pewnie miejsca w "10". - Nie koncentruję się na walce o mistrzostwa świata. To byłby błąd pod względem mentalnym, gdybym teraz o tym myślał i robił coś innego, niż do tej pory, bo to jest decydujący moment tej walki. Do tej pory zrobiłem, co mogłem. Może to nie było wystarczające do tego, by skakać w Pucharze Świata. Wiemy też, jakie błędy popełniliśmy. Walka o mistrzostwa świata jednak trwa i na pewno skład nie jest jeszcze ustalony. Mam zatem szansę, ale nie będę się na tym skupiał. Dla mnie najważniejsze jest to, bym skoncentrował się - jak co tydzień - na kolejnych zawodach. Teraz jestem w domu i potrzebuję się też dobrze zregenerować. To jest taki moment sezonu, kiedy zmęczenie się pojawia. Tym bardziej że ostatni czas był bardzo intensywny. Była podróż do Japonii, a potem do Norwegii i Słowenii. Dochodzą zmiany czasu, a najbliższe dwa tygodnie to już będzie czyste logistyczne szaleństwo. Muszę zatem nabrać tych sił i skoncentrować się na planie, jaki przygotujemy. Teraz wracam do Pucharu Świata i przede mną druga w ciągu ostatnich tygodni podróż do Japonii, co nie jest łatwe. To trudny moment dla mnie na powrót do Pucharu Świata, ale oczywiście podejmuję to wyzwanie. Potem z Japonii lecę prosto do USA. Tam w Iron Mountain będą finały periodu w Pucharze Kontynentalnym. Mamy tam aż cztery konkursy. Wszystko może się tam zdarzyć, bo skocznia jest specyficzna. Szykuje się zatem podróż dookoła świata. Zastanawiam się, czy ważniejsze dla ciebie nie jest wywalczenie w Pucharze Kontynentalnym dodatkowego miejsca dla Polski w Pucharze Świata, niż zdobycie miejsca w kadrze na mistrzostwa świata. To pierwsze będzie skutkowało tym, że już do końca sezonu będzie skakał w Pucharze Świata. - Trudno jest teraz kłócić się o to, co jest ważniejsze, czy jednak udział w mistrzostwach świata i potem ewentualnie brak startów w Pucharze Świata, choć jedno drugiego nie wyklucza. Nie wybiegałbym myślami tak daleko, bo może się okazać, że nie będzie ani startu w mistrzostwach świata, ani powiększenia kwoty startowej na Puchar Świata. Na pewno najbliższe dwa tygodnie będą dla mnie dużym wyzwaniem. Pod każdym względem: mentalnym, fizycznym i regeneracji. Mam bardzo duże doświadczenie startowe, ale pierwszy raz będę w takiej sytuacji, że odbędę podróż dookoła świata. Maciej Kot wrócił na poziom, jaki prezentował choćby w olimpijskim sezonie w 2018 roku, kiedy regularnie punktowałeś w Pucharze Świata? - Ciężko jest porównywać poziom skoków i wyniki, jakie to daje. Podobny poziom skoków, jak cztery lata temu, daje zupełnie inne rezultaty. Świat i sprzęt idą do przodu. Analizowałem wiele razy moje skoki pod względem technicznym z tymi z lepszych sezonów w moim wykonaniu. I naprawdę czasami było blisko. Same skoki nie odbiegały tak bardzo o tych dobrych, ale za to wyniki już znacznie. Nie można zatem patrzeć przez ten pryzmat. Żeby zajmować takie miejsca, jak w kilka lat temu, teraz muszę skakać o wiele lepiej niż wtedy. Taka jest brutalna prawda w sporcie i to nie tylko w skokach narciarskich. Ten, kto stoi w miejscu, ten tak naprawdę się cofa, bo świat ciągle idzie do przodu. Jesteś jeszcze "młody i obiecujący" i wygląda na to, że zapowiadasz walkę o przyszłoroczne igrzyska? - Śmiałem się ostatnio na Pucharze Kontynentalnym w Lillehammer, gdzie zająłem trzecie miejsce. To było najstarsze podium w historii, bo wygrał Fettner, a drugi był Robert Johansson. Ja byłem na nim najmłodszy. Wciąż zatem jestem "młody i obiecujący" (śmiech). Najważniejsze, że jest motywacja i dopisuje zdrowie. Mogę zatem trenować i dawać z siebie wszystko. Oczywiście igrzyska przyświecają mi jako cel długoterminowy. To napędza mnie do działania. Nawet jeśli nie pojadę na mistrzostwa świata i nie wystąpię już w tym sezonie w Pucharze Świata, bo wymknie się wywalczenie kwoty, to to, co robię każdego dnia, może zaprocentować w przyszłym sezonie, w którym będzie walka o miejsce w składzie na igrzyska. W twoim głosie czuć radość z tego, co robisz. To jest inny Maciek Kot od tego, który ciągle czegoś szukał. Ty chyba już wiesz, co robić, by skakać dobrze? - Tak. Sporo się zmieniło w ostatnich miesiącach. Także pod względem mentalnym. Jeśli skoki dają dobre rezultaty, to jest łatwiej. Wracam wtedy do domu z uśmiechem. Ten towarzyszy mi też na skoczni. Trudno jest dawać zawodnikowi sto procent, jeśli nie widzi rezultatów i dobrego wyniku. Trudno jest cały czas przegrywać. Każdy sportowiec potrzebuje czasami coś wygrać. Nawet w niższej lidze, ale wygrać. Zwycięstwa dają kopa. Ja po podium w Lillehammer i teraz wygranej w Kranju poczułem solidnego kopa. Moje skoki są teraz naturalne i swobodne. Dobrze się czuję na skoczni. Są też wyniki, a o to w tym wszystkim chodzi. Bardzo dawno nie miałeś też takiej sytuacji, żeby wygrać wszystkie serie jednego dnia. W Kranju byłeś najlepszy w serii próbnej i w obu konkursowych. - W ostatnich sezonach problem u mnie leżał w stabilizacji formy. Pojawiały się skoki bardzo dobre, które pozwalały mi wygrywać pojedyncze serie, ale brakowało powtarzalności. I w Kranju rzeczywiście pierwszy raz od dawna oddałem trzy podobne skoki na wysokim poziomie. Wygrałem trzy serie. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport