Maciej Kot treningi w Klingenthal rozpoczął od 24. wyniku. W drugiej serii był już siódmy. Kwalifikacje ukończył na 37. pozycji. Widać jednak było, że chce lecieć, a skoki go nie męczą. - Maciek jest w gazie. Zobaczycie. Jeszcze pokaże tej zimy - prorokował Andrzej Stękała, który również zaliczył powrót do Pucharu Świata. Polski skoczek znów odbija się od dna. "To może być jak kula śnieżna" Skoki narciarskie. Maciej Kot znowu lata. Thomas Thurnbichler dołożył cegiełkę Z postawy obu zawodników zadowolony był trener Thomas Thurnbichler. Sam Kot też miał poczucie dobrze wykonanej pracy. Nasz medalista olimpijski z Pjongczangu w końcu na zawody Pucharu Świata nie przyjechał jako "zapchajdziura", ale wywalczył sobie miejsce w kadrze. W ubiegłym sezonie był wprawdzie w Rasnovie, gdzie zajął 27. miejsce, ale to były zawody kadłubowe. Już latem pokazywał się z dobrej strony, a w ostatnich tygodniach tej części sezonu nawet aspirował do tego, by pojechać na inaugurację do Ruki. - Ubiegłego sezonu nawet nie mogę za bardzo zaliczyć jako powrotu do Pucharu Świata. W Rasnovie nawet nie do końca czuło się atmosferę zawodów tej rangi, bo większość je po prostu odpuściła. W tym sezonie mam poczucie, że wywalczyłem sobie miejsce w kadrze. Nie tylko ostatnimi tygodniami, ale ciężką pracą przez całe lato. Bardzo dobra była współpraca z kadrą A. Wiele pomocy uzyskałem od Thomasa Thurnbichlera, który dołożył cegiełkę do tego, że to lato było fajne - powiedział 32-latek. Kot nie ukrywał, że, mimo iż jest doświadczony, to w Klingenthal pojawił się lekki stres. - To był jednak pozytywny stres. Przypływ adrenaliny pomógł organizmowi wejść na wyższy poziom, jeśli chodzi o gotowość do skoku - zakończył. Z Klingenthal - Tomasz Kalemba, Interia Sport Zmiany u polskiego skoczka po głośnej aferze. Oficjalnie ogłasza ws. sprzętu