Debiut Jana Habdasa na Turnieju Czterech Skoczni nie ułożył się po myśli zawodnika. W pierwszej serii konkursu w Oberstdorfie los postawił na jego drodze Kristoffera Eriksena Sundala, medalistę mistrzostw Norwegii. Niestety, Polak musiał uznać wyższość rywala. Oddał skok na zaledwie 105,5 metra, przez co nie zakwalifikował się do finałowej serii zawodów. Nie ma też co liczyć na załapanie się do grona pięciu "lucky looserów". Po wszystkim nie krył dużych emocji. Wie, że stać go było na więcej. Tym bardziej żałuje, że okazję do zaprezentowania się kibicom będzie miał dopiero w Ga-Pa. Przeklęta skocznia dla gospodarzy. Wygrywali i… tracili wszystko Jan Habdas rozczarowany skokiem w konkursie w Oberstdorfie. "W takich chwilach jest mi ciężko" "Nie wiem, czy chcę udzielać wywiadu, bo trochę wstyd" - rozpoczął skoczek. Ostatecznie jednak zdecydował się na kilka słów. Z krótkiej rozmowy z nim wynika, że bardzo poważnie traktuje swoich kibiców. I to właśnie ich jest mu teraz najbardziej żal. "Bardzo dużo ludzi mi kibicuje, dlatego też zawsze bardziej to przeżywam. Czuję, że zawiodłem nie tylko siebie, ale też fanów. Chciałbym, żeby te skoki przynosiły radość nie tylko mi, ale wszystkim, którzy je oglądają. W takich chwilach jest mi ciężko. Wiem, że nie powinienem o tym myśleć, ale muszę jakoś nad tym popracować" - powiedział. Pokusił się też o wstępną analizę swojej próby. Tak czy inaczej fani z pewnością nie mają mu za złe próby z Oberstdorfu. Trzymają kciuki za 19-latka i upatrują w nim wielkiej nadziej polskich skoków. A potknięcia zdarzają się przecież każdemu, nawet najlepszym. Opisują niekoniecznie znane oblicze Kubackiego. Poszperali w jego przeszłości