Trener mentalny, coach sportowy, psycholog. Łukasz Mika na te różnie kojarzące się słowa ma swoje własne określenie. Jego profesja to trening psychomotoryczny. W pracy wykonanej pod jego okiem liczy się nie tylko sfera mentalna, ale także motoryka, czyli sprawność człowieka ćwiczona dzięki równowadze, koordynacji ruchowej i wielu innych sztuczkach, które ze sportowca czynią zawodnika świadomego. - Bycie psychologiem było i nadal bywa mylone z pracą psychiatry. Zdarzało się takie przekonanie, że jeśli ktoś idzie do psychologa, na pewno ma coś z głową. Posługujemy się teraz sformułowaniem "trener mentalny", ale ja mam też w zanadrzu "trenera psychomotorycznego", który zdecydowanie mniej kojarzy się z psychiatrą. To przyciąga zawodników, z którymi już podczas pierwszego spotkania poruszam kwestię tego, że my nie będziemy skupiać się na problemach, ale naszym celem będzie wykorzystanie pełnego potencjału tej osoby, bo takowy w każdym z pewnością tkwi - mówi Mika, znany pod pseudonimem "Mikesz-Coach". Przede wszystkim pozytywy To zupełnie inne podejście, które w przeciwieństwie do wielu działań kojarzonych z psychologią, nie ma na celu rozmów i koncentracji na tym, co leży na sercu. W tym przypadku praca ze sportowcem skupia się na potencjale i dostrzeganiu pozytywów. Ważna jest swoboda, dzięki której można na późniejszym etapie przejść do poruszenia ewentualnych kwestii ciążących nad zawodnikiem. Łukasz Mika przez kilka lat współpracował z wieloma sportowcami. Są wśród nich zarówno znane nazwiska rywalizujące na igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach Europy i świata, ale także zawodnicy jeszcze nieznani szerzej publiczności. - Zawodowo zajmuję się tym od siedmiu lat, a zaczęło się od sportów motorowych. Jednym z zawodników najwyższego formatu, który ze mną współpracuje, jest Maciej Kot. Działamy najdłużej, bo od czterech lat. Warto zaznaczyć, że w mojej profesji funkcjonuje pojęcie tajemnicy zawodowej, więc nie każdym nazwiskiem mogę się podzielić - tłumaczy "Mikesz-Coach". Trener nie ogranicza się jedynie do pracy z najlepszymi. Świadomość sportowców stale się zmienia i po trening psychomotoryczny sięgają nawet zawodnicy będący w czołówce na arenie lokalnej - Nie ograniczam się do współpracy z wielkimi nazwiskami. Każda osoba, która do mnie się zgłasza to kopalnia wiedzy i doświadczenia, którego od sportowców mogę się nauczyć. Każdy jest inny, jest inaczej wychowany i ma inny bagaż doświadczenia, jakim ze mną się dzieli - dodaje trener. Mentalna strona skoków narciarskich Uwagę kibiców zwracają głównie zawodnicy z pierwszych stron gazet. Ich sukcesy nigdy nie przyszły łatwo, a w trakcie swojej kariery muszą mierzyć się z prawdziwą sinusoidą powodzeń i niepowodzeń na wielu płaszczyznach. W sporcie, takim jak skoki narciarskie, silna głowa jest bardzo istotna. Tłum rozwrzeszczanej publiki, oczekiwania setek tysięcy, a nawet milionów ludzi i tylko kilka sekund, a właściwie kluczowe setne sekundy, które dzielą skoczka od udanej bądź nieudanej próby. - W skokach narciarskich staram się doprowadzić do tego, aby zadziałał automatyzm ruchowy. Jest bardzo mało czasu, aby wykonać próbę. Gdy zawodnik pomyśli, co chce zrobić, skok jest już spóźniony i skoczek jest już za bulą. To tylko parę tysięcznych sekundy, aby oddać idealną próbę. Ciężko jest u kogokolwiek wyłączyć myślenie. Nie ma takich ludzi na świecie, którzy nie myślą wcale, bo zawsze ma się coś w głowie. Jeśli sportowiec jest w stanie skupić się i zaufać w stu procentach samemu sobie, ciało zadziała na zasadzie automatyzmu. Wówczas zadzieje się wszystko w tym samym czasie, w którym powinno. U skoczków bardzo łatwo jest to zauważyć. Im są pewniejsi siebie, na mniej rzeczy zwracają uwagę. Jedynym elementem jest przypilnowanie dojazdu, reszta dzieje się płynnie, nawet gdy można uznać dany skok za zepsuty. Wtedy bywa, że i tak skoczek wygrywa zawody - wyjaśnia Mika. Mając na uwadze lata treningów, wielu nie rozumie tego jak przez kilkanaście lat, powtarzając skok, można nie wykonywać odbicia w idealnym momencie i wciąż popełniać te same błędy. Przenosząc się myślami na belkę startową, po wejściu w skórę zawodnika czekającego na zielone światło podczas ważnej imprezy sportowej, powtarzalność ruchów nie wydaje się już tak oczywista. Pracę wykonuje przede wszystkim mózg. - Jeśli w głowie pojawiają się myśli na temat tego, co skoczek powinien przypilnować, poprawić lub wykonać, wtedy zawodnik nie czuje się odpowiednio i działa za późno lub za wcześnie - jest spięty i organizm nie czuje właściwie, pragniemy nad nim mieć zbyt dużą kontrolę. Właśnie ta nadmierna kontrola sprawia, że skoki są zepsute - zaznacza trener psychomotoryczny Macieja Kota. Strach wymalowany na twarzy Czy zepsutą próbę widać już na twarzy skoczka, który za moment odepchnie się od belki startowej? - Często po twarzy widać, co czuje dana osoba. Są jednak takie jednostki, jak na przykład Rafael Nadal lub Roger Federer, po których nie widać żadnych emocji i to nawet jeśli zdobyli lub stracili bardzo ważny punkt. Wielu młodych skoczków, którzy nie wypracowali jeszcze umiejętności panowania nad swoimi emocjami, ma je wypisane na twarzy. Dobrym przykładem są zawody PŚ w Wiśle i nasi juniorzy. Wtedy na twarzach malował się cały wachlarz emocji - przerażenie, panika, chęć zrobienia czegoś lepiej. Oczy ujawniały wszystkie błędy, które za chwilę zostaną popełnione. Na treningach była jeszcze swoboda, ale podczas najważniejszego skoku, emocje brały górę nad tymi osobami. Czasami trzeba jednak kogoś poznać, aby dostrzec prawdziwe emocje - opowiada praktyk treningu mentalnego. Metody, jakimi posługuje się Łukasz Mika, to nie siedzenie na fotelu. Na jego zajęciach wszystko odbywa się w ruchu. Każde z ćwiczeń sprawdza najpierw na sobie, w ten sposób stając się wzorem koordynacji ruchowej. Honorowe miejsce w jego sali ćwiczeń odgrywają piłki pod różną postacią. Potrafią one doprowadzić do innego niż zwykle zmęczenia spowodowanego wysiłkiem mózgu. - Najlepszym ćwiczeniem jest żonglerka, która rewelacyjnie wpływa na kreatywność zawodnika. To nie jest tak, że ktoś rodzi się kreatywny. Nasz mózg można porównać do mięśnia. Jeżeli chcemy mieć duży biceps lub klatkę piersiową, idziemy na siłownię. Jeśli zaś pragniemy być osobami kreatywnymi, powinniśmy trenować nasz mózg. Żonglerka jest traktowana na równi z grą na instrumentach takich, jak skrzypce, jeśli rozpatrujemy ją w kategorii rozwoju kreatywności. Obie te czynności wymagają niezwykłej koncentracji oraz koordynacji ruchowej. Żonglowanie doprowadza mój mózg do kosmicznego zmęczenia. Wiele ćwiczeń jest mojego autorstwa. Z czasem doprowadzam je do perfekcji i dopiero potem pokazuję zawodnikom - mówi Mika. Mózg można nauczyć automatyzmu - Dla mózgu nie ma znaczenia, czy rozwija się przez podrzucanie piłeczkami lub grze na instrumentach. On pod wpływem ćwiczeń, będzie pracować automatycznie, bo tak go nauczymy. Niezależnie od tego, czy są to sporty indywidualne lub drużynowe, mózg przenosi wyuczoną pracę na działanie w danej dyscyplinie - dodaje trener. Dzisiaj wielu sportowców osiągających sukcesy nie kryje się z tym, że korzysta ze współpracy z osobami, pomagającymi im zapanować nad mentalną stroną treningu. Świadczy to zdecydowanie o ich profesjonalnym podejściu do wykonywanej profesji. - Każdy sam na sobie powinien poczuć ćwiczenie, aby móc zareagować na nie. Nie liczą się suche fakty, jak w szkole. W dorosłym życiu powielamy niestety schemat "zakuć, zdać, zapomnieć" i nie jesteśmy w stanie idealnie przyswajać wiadomości. W momencie, gdy mamy problem z opanowaniem nowego ćwiczenia, zaczynamy się denerwować, pojawia się niespokojny oddech lub jego całkowity brak. Wtedy pytam zawodnika, czym różniła się w jego odczuciu próba, podczas której był niespokojny i na siłę chciał wykonać zadanie od tej, gdy podszedł do danej kwestii z większym spokojem i wiarą w swoje możliwości. "Niebezpieczne" piłeczki Nasze naturalne zachowanie jesteśmy w stanie nieświadomie zaprezentować podczas ćwiczeń z piłeczkami. Na początku wyznaczane są zatem aktualne możliwości zawodnika pod kątem koncentracji, precyzji, czasu reakcji, cierpliwości, konsekwencji i kreatywności. Kiedy zawodnik poświęca się tylko jednemu zadaniu, zdecydowanie szybciej zadziała automatyzm ruchowy - opowiada praktyk treningu psychomotorycznego. W swoim CV Łukasz Mika ma też współpracę z innymi przedstawicielami skoków narciarskich. Jego metody wypróbowała też reprezentantka Polski - Kinga Rajda. Czy podejście do zawodnika różni się ze względu na płeć? Moje podejście do zawodnika zawsze jest niezależnie od płci. Działania różnią się odrobinę pod kątem tematów poruszanych podczas zajęć, ponieważ kobiety różnią się od mężczyzn pod wieloma względami. - Miewałem sytuacje, że odbierałem telefony w środku nocy, bo sportowcy podróżują po całym świecie. Staram się być z nimi w częstym kontakcie. Nigdy nie prowadziłem żadnych zajęć przez jakąkolwiek formę komunikatora internetowego. Mogę porozmawiać z kimś, jeśli dostatecznie już się znamy i dobrze wiem co powiedzieć w konkretnej sytuacji. Czasami wymieniamy się wiadomościami na temat tego, co słychać, jak ktoś się czuje lub jaka jest u niego pogoda. Kiedy przychodzi weekend, a na areny sportowe wkrótce wkroczą reprezentanci konkretnych dyscyplin, trzeba trzymać rękę na pulsie. Wtedy podstawowym narzędziem pracy jest już tylko rozmowa i wszelkie działania oparte na sformułowaniu, które stale jawi się pod nazwiskiem trenera - "Myśl POZYTYWNIE, Działaj ODWAŻNIE". Aleksandra Bazułka