"Na razie chodzą tylko plotki, że właśnie tam odbędą się dwa konkursy zamiast planowanego pierwotnie jednego. Nie jest to jednak oficjalna informacja. Istnieje jeszcze opcja trzech konkursów w Oberstdorfie. To zależy chyba od tego, jak dogadają się organizatorzy, bo w grę wchodzą jednak duże koszty" - podkreślił Kruczek. Jego zdaniem, warunki panujące na skoczni nie pozostawiały złudzeń co do prawdopodobieństwa rozegrania zawodów. "Nie było możliwości skakania. Nie zmieniała się pogoda, a jedynie kierunek wiatru. Warunki były wciąż takie same, a nawet później było trochę gorzej. To że organizatorzy przeciągali moment odwołania zawodów, to normalne. Zawsze tak się robi, właściwie to i tak dziś poszło to dość szybko, bo spędziliśmy na skoczni tylko trzy godziny" - dodał. Trener "Biało-czerwonych" zaznaczył, że jest spokojny o podopiecznych w kontekście przygotowań do zbliżających się mistrzostw świata. Nie martwi go też duża strata punktowa, jaką w sobotnim konkursie drużynowym jego podopieczni mieli do triumfujących Słoweńców. "To nie ma żadnego znaczenia. To wszystko zależy od skoczni. Na jednej różnice są bardzo duże, a na innej rozbieżności wynoszą pięć, sześć punktów. Tym się w ogóle nie przejmujemy" - wyjaśnił. Szkoleniowiec przyznał, że w drużynowym konkursie zabrakło lepszego występu Piotra Żyły. "To nie były skoki, jakich potrzebujemy od Piotrka w rywalizacji zespołowej, która nie jest normalnym konkursem. Gdyby były one na poziomie trzech pozostałych chłopaków, to moglibyśmy powalczyć o wyższą lokatę. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że startowaliśmy w dość eksperymentalnym składzie. Była to próba, którą oceniam pozytywnie" - podkreślił. Kruczek nie chciał wyjawiać, kiedy ogłosi skład na MŚ. "Na pewno będzie to po zawodach Klingenthal, bliżej środy. Wciąż jednak wiele się zmienia, np. ponownie bierzemy pod uwagę zabranie do Włoch sześciu, a nie pięciu skoczków. Wielkich niespodzianek, jeśli chodzi o nazwiska, raczej nie będzie" - zapewnił.