Kamil Stoch nie obronił tytułu wywalczonego na dużej skoczni w Predazzo. W czwartek w konkursie narciarskich mistrzostw świata w Falun zajął 12. miejsce. Najlepszy z Polaków był Piotr Żyła, którego sklasyfikowano na dziewiątej pozycji. Klemens Murańka był 20., a Dawid Kubacki 29. Awansu do serii finałowej nie wywalczył Aleksander Zniszczoł, który zajął 40. lokatę. - Nie czuję zawodu, ale na pewno duży niedosyt. Gdyby to był konkurs Pucharu Świata, to byśmy powiedzieli, że był w miarę dobry - jeden zawodnik w dziesiątce, drugi nieco niżej, a czterech w trzydziestce. Jednak na mistrzostwach apetyty są większe - przyznał szkoleniowiec. Kruczek szczególnie zadowolony był z tego co pokazał Żyła. - Konkurs w wykonaniu Piotrka był bardzo dobry. Drugi skok oddał wręcz rewelacyjny, ale kompletnie nie miał szczęścia, jeśli chodzi o warunki - podkreślił. Żyle w obu skokach odjęto za wiatr łącznie 7,6 pkt. Tymczasem wszyscy zawodnicy, którzy go wyprzedzili w przynajmniej jednej swojej próbie mieli znacznie silniejsze podmuchy pod narty. Mistrzowi świata Niemcowi Severinowi Freundowi odjęto 11,2 oraz 13,0 pkt. - Zasady obliczania współczynnika za wiatr i jego realny wpływ to temat rzeka, którego nie warto teraz zaczynać. Przepisy są jakie są, a Piotrek po prostu miał pecha - uciął trener. Srebrny medal zdobył Austriak Gregor Schlierenzauer, a brązowy Norweg Rune Velta, który w sobotę triumfował na skoczni normalnej. Drugi był wtedy Freund. Małą niespodzianką dla Kruczka jest przełamanie się Schlierenzauera - 22. zawodnika na obiekcie HS 100. - Rozmawiałem z trenerem Austriaków Heinzem Kuttinem o Gregorze i Kamilu, bo ich sytuacje były podobne - obaj mieli oczekiwania i obu im nie szło. Heinz mówił, że Gregor po prostu musi uwierzyć w siebie. Jeśli w zawodnika wkradnie się choć nutka niepewności, to wtedy zaczyna kombinować i nie idzie na całość. Być może ten skok w pierwszej serii był dla Gregora przełomowy - powiedział. Po Stochu wszyscy, łącznie z samym zawodnikiem, spodziewali się więcej. Rok po wielkim sukcesie w igrzyskach w Soczi ani raz nie zmieścił się w czołowej dziesiątce mistrzostw świata, w dodatku przegrywał z kolegami z kadry, co ostatnio na najważniejszych imprezach się nie zdarzało. - Jedne zawody nie przesądzają, czy jest się najlepszym czy nie. Ten sezon z założenia miał być trudniejszy niż poprzedni. Tak po prostu jest, jeśli cały czas podnosisz sobie poprzeczkę. W dodatku przez kontuzję Kamila ten cykl dla nas źle się zaczął. Kamil nie jest w dołku wynikającym z jakiegoś zmęczenia. Na skoczni jednak nie wszystko mu się +klei+ tak jak powinno. Dziś robił co mógł i na pewno postawił krok do przodu w stosunku do tego co było na skoczni normalnej - ocenił Kruczek. Ostatnim akordem MŚ w wykonaniu skoczków będzie w Falun konkurs drużynowy zaplanowany na sobotę. Dwa lata temu Polacy wywalczyli brąz. Z Falun - Wojciech Kruk-Pielesiak