Jego początek nie był dla jednak dla Łukasza Kruczka usłany różami. Nagły spadek formy i brak wyników wywołał szereg negatywnych komentarzy. Czy Kruczek mógł stracić posadę? Jak tamten okres wspomina szef PZN i jak ocenia sezon? Tylko raz wymusiłem coś na Łukaszu - mówi Tajner.Oby każdy sezon kończył się tak optymistycznie jak obecny. Apoloniusz Tajner, prezes PZN: - Dobry sezon, dobry. Jeden z najlepszych w historii narciarstwa. Co prawda nie mieliśmy teraz igrzysk olimpijskich, ale był to sezon progresywny i taki, w którym się wiele działo. Widać postęp w narciarskich dyscyplinach. Skupiając się na skokach należy podkreślić miły akcent na koniec sezonu i podium Kamila Stocha w klasyfikacji generalnej. Adam Małysz wytyczył szlak. Pojawiają się następcy, którzy regularnie walczą o czołowe miejsca. - Tak, to prawda. Przy Adamie wychowało się nowe pokolenie. To również efekt działania programu Szukamy Następców Mistrza w ramach Narodowego Programu Rozwoju Skoków Narciarskich - Lotos Cup. Program funkcjonuje już od 9 lat. To długo. - Tak i bardzo nam tego zazdroszczą zagraniczni trenerzy i dziennikarze, którzy orientują się w tym, co i gdzie się dzieje. Potrafią to docenić. Jak widać przenosi się to na wynik sportowy. Z pewnością nie można spocząć na laurach. Finowie przestali dzisiaj istnieć w skokach. Co tam się wydarzyło? - Źle się działo od kilku lat. W Finlandii doszło do rozkładu związku. Każda dyscyplina zaczęła mieć własny, oddzielny związek, który działając samodzielnie tracił na wartości. To przykre, bo to cały czas ten sam kraj, mający wiele ośrodków i ogromne tradycje w sportach zimowych. Finowie czynią teraz starania, by z powrotem powstał silny jeden związek, by wszystkich skupić razem i móc nad tym zapanować. Ale zanim się pozbierają i wszystko zacznie właściwie funkcjonować może minąć i 8-10 lat. Janne Ahonen deklaruje powrót do skoków w najbliższym sezonie i walkę o medal na igrzyskach olimpijskich w Soczi. - Będzie mu trudno. Będzie się musiał dostosować do zmienionych przepisów, zwłaszcza związanych z kombinezonami. Stracił kolejne półtora roku. Poprzedni jego powrót był oceniany jako nieudany, choć ja uważam, że był całkiem dobry. Wprawdzie nie stanął na podium, ale był 4. w Turnieju Czterech Skoczni, był 4. na igrzyskach w Vancouver. Może po prostu zabrakło odrobiny szczęścia. Boję się jednak, że tym razem świat mu trochę odjechał, ale z ciekawością będę mu się przyglądał. Będzie mu ciężko. Zapewne będzie liderem w grupie. Z jednej strony to pomaga, z drugiej rodzi większą presję. Adam Małysz z pewnością już nie wróci do skoków, choć równie pewne jest to, że przez długi czas ich nie zostawi. - Adam nam stale towarzyszy w miarę wolnego czasu. Jak wiadomo jest mocno zaangażowany w sporty motorowe. Ciągle go nie ma i nie wiem, czy nie jest bardziej zajęty teraz niż wtedy, gdy skakał. Generalnie ze środowiskiem skoczków jest bardzo związany i przyjeżdża kiedy ma tylko wolną chwilę. Nigdy nie uprzedza, zjawia się niespodziewanie, nie chce żadnego szumu ani rozgłosu. Na te ostatnie mistrzostwa świata też przyjechał w ostatniej chwili. Myślę, że jego obecność bardzo zmotywowała i zmobilizowała chłopców. Nie chciał mieszkać z VIP-ami, gdzie miał przygotowane miejsce i był zapraszany przez organizatora. Wolał mieszkać z zawodnikami. To jest cały Adam. Jestem mu wdzięczny również za to, że bardzo nam pomógł podczas układania programu szkolenia na ten sezon. Zdecydowaliśmy się na poważne zmiany. Czyli? - Polegają na wydzieleniu z 18 zawodników prowadzonych przez nas centralnie kilku grupek po 3-4 zawodników. Trenerzy Kruczek i Mateja mają swoich trenerów asystentów, których zadaniem jest otaczanie szczególną opieką dedykowanych zawodników. Podczas wyboru tych podgrup i przydzielaniu ich poszczególnym asystentom braliśmy pod uwagę m.in. miejsce zamieszkania, tak, by zawodnicy i trener mieszkali możliwie blisko siebie. Dzięki takiemu rozwiązaniu możemy trafniej oceniać rozwój i reagować na potrzeby poszczególnych zawodników. To dotyczy na przykład doboru skoczni, na której określony skoczek powinien w danym momencie trenować. Odbywają się częste konsultacje trenerów pomiędzy sobą, co pozwala nam w większym stopniu właściwie prowadzić zawodników. Jeden trener szkolący dużą grupę nie jest w stanie otoczyć maksymalną troską każdego zawodnika z osobna i może czegoś nie zauważyć. Gdy ma pod opieką tylko 3-4 zawodników, wówczas jest mu łatwiej. To bardzo innowacyjne rozwiązanie. To odważny krok w przód. Coś jeszcze uległo zmianie? - Kolejna ważna rzecz to opóźnienie wyjścia na igielit. Zawsze następowało to bardzo wcześnie, już z końcem maja lub początkiem czerwca. Teraz poczekaliśmy z tym prawie do lipca. Chodziło o to, by później bez przerw wejść w sezon zimowy. Wyniki sezonu letniego przestały być tak ważne jak wcześniej.