Waldemar Stelmach, Interia: Obserwował pan ostatnie zgrupowania naszych skoczków. Jak się prezentowali? - Wszystko jest pod kontrolą. Stefan Horngacher jest zadowolony. To nie jest okres, w którym zawodnicy powinni skakać super. Można by było się martwić, gdyby o tej porze roku skakali znakomicie. - Nigdy nikt nie przywiązywał do Letniej Grand Prix takiej wagi jak do sezonu zimowego. Ale z drugiej strony zawodnik, który startuje, nie myśli o tym, że to jest letni konkurs, tylko zawsze chce jak najlepiej wypaść. To zależy tylko i wyłącznie od dyspozycji i talentu zawodnika. Skoczek ponadprzeciętny, jak choćby Kamil Stoch, nawet będąc w nie najwyższej formie, jest w stanie zajmować wysokie miejsca. Jak radzi sobie Krzysztof Miętus, który niespodziewanie wskoczył do kadry A, a także Jak Ziobro, który wylądował w kadrze B? - Krzysztof Miętus zrobił bardzo duży postęp. Dostał kredyt zaufania od Horngachera i próbuje to wykorzystać. - Jan Ziobro miał trochę przerwy. Było sporo nieporozumień, zanim wszystko się wyjaśniło. Miał trochę żalu o brak miejsca w kadrze A i trochę zlekceważył początek przygotowań. Pojawił się na jednym zgrupowaniu, na kolejnych go nie było i dopiero od czerwca zaczął normalnie trenować. Musiał sam przemyśleć różne sprawy, porozmawiać z trenerami, ze mną też dużo rozmawiał. Teraz wziął się do pracy, jest przewidziany do startu w Letniej Grand Prix. Letnia Grand Prix rozpoczyna się "drużynówką" w Wiśle. Spodziewa się pan, że Horngacher wystawi "żelazny skład" z ostatniej zimy? - W kadrze A mamy czterech zawodników "topowych", którzy są mistrzami świata. Inni muszą starać się do nich równać. Patrząc na skoki zawodników podczas zgrupowań, Horngacher raczej wystawi "żelazny skład". - Nieźle skacze też Stefan Hula, może on będzie niespodzianką w składzie? Pozostali? Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby znaleźli się w składzie na konkurs drużynowy. Na razie trenują z nieco wyższych rozbiegów, a skaczą podobnie lub nawet trochę słabiej od tych najlepszych. Kadra B rozpoczęła przygotowania do sezonu pod wodzą nowego trenera, Czecha Radka Żidka, który zastąpił Roberta Mateję. Widać różnicę? - Efekty widać, choć pojawiają się pewne konflikty. Jest parę problemów, choćby z wagą skoczków. Ostatnio w Ramsau mieliśmy nawet mocną rozmowę z zawodnikami, trochę motywacyjną. Muszą wziąć sobie do serca, że podaje się im pewne rzeczy na talerzu, a oni tego nie wykorzystują, a czasem wręcz przeciwnie. Muszą zrozumieć, że, jeśli chcą uprawiać ten sport, muszą do tego podchodzić w stu procentach profesjonalnie. O jakie konkretnie problemy chodzi? - Mówimy i o diecie, i o podejściu do treningów, a także samym zachowaniu zawodników. Jeśli ktoś nie wykonuje poleceń trenera, a nawet nie widać, że chce próbować, to trzeba reagować. Czasem już po wyrazie twarzy niektórych skoczków widać, że nie wszystko do nich dociera. Jeśli zawodnicy nie zmienią swojego podejścia, konieczne będą drastyczne środki. Na razie chcemy tego uniknąć. Chodzi o jednego-dwóch skoczków, czy o większą grupę? - Dotyczy to kilku zawodników. Grupa jest liczna, bo dziewięcioosobowa. Przed zimą dwóch zawodników z tej grupy ma odpaść, ale ten fakt nie za bardzo na nich działa. Jest paru zawodników, którzy cały czas okazują pewną niechęć, cały czas im czegoś brakuje. W czym może tkwić problem? - Na pewno znaczenie ma fakt, że są to już dorośli ludzie. Nie mają za bardzo ani stypendiów, ani sponsorów, więc brakuje im pieniędzy. Ale z drugiej strony, nigdy tego nie pozyskają, nie angażując się. Jedynie awans do kadry A, otrzymanie stypendium, czy znalezienie sponsora może ich sytuację poprawić. To im powinno zależeć. Na koniec chciałbym jeszcze zapytać o najmłodszego Orła z Wisły, dziewięcioletniego Tymka Cienciałę. To podobno ogromny talent? Zresztą potwierdzają to wyniki. - Jestem pełen obaw, żeby nie stało się z nim to, co stało się już paroma naszymi gwiazdami. Mieli talent, ale ingerencja rodziców, szum wokół nich, spowodował, że teraz pracują fizycznie i nie mają już nic wspólnego ze skokami. Obawiam się, że tu też może się coś takiego wydarzyć, choć oczywiście nie życzę tego. - Inna sprawa, że on ma dopiero dziewięć lat. Wszystko u niego jeszcze się zmieni, będzie rósł, zmienią się proporcje. Robienie już teraz takiego szumu wokół niego, może mu zrobić więcej krzywdy. Tym bardziej, że on powinien cieszyć się skakaniem, a czasem patrząc na niego, widzę, że on na przykład płacze, gdy zajmie drugie czy trzecie miejsce. Dla niego to jest porażka, a nie powinno tak być. - Rodzice powinni go bardziej wspierać i uczyć tego, a czasem wygląda to tak, jakby oni od niego więcej wymagali. To jest dziecko. Kiedyś czasy były trochę lepsze. Nawet jak odnosiło się sukcesy jako dziecko, to nikt o tym, poza najbliższym otoczeniem, nie wiedział. Nie jest za bardzo eksploatowany? Ostatnio startował w trzech konkursach w ciągu kilku dni. - Jeśli to mu sprawia przyjemność, to dlaczego nie? Dzieci nie mają aż tak wiele startów w sezonie. Byle nie była to gonitwa za wynikiem, za popularnością. Na to będzie jeszcze miał czas. Jeszcze nieraz będzie chciał, żeby nikt o nim nie mówił. Rozmawiał Waldemar Stelmach