Polska boi się koronawirusa, ale nie boi się trudnych wyzwań, takich jak powrót kibiców na stadiony, organizacja kolarskiego Tour de Pologne czy nadchodzących zawodów w skokach. Długie rozmowy przyniosły decyzję - konkursy w Wiśle trzeba zorganizować, mimo że sezon LGP w większości został odwołany, a zawody w Polsce mogą się okazać jedynymi tego lata. - Najprościej byłoby postąpić tak, jak inni, choćby Austriacy czy Niemcy. Przeważyła opinia naszych zawodników, trenerów, Adama Małysza, że trzeba to zrobić. Człowiekiem, któremu bardzo zależało, żeby zorganizować zawody, jest też nowy szef Pucharu Świata Sandro Pertile - mówi Wąsowicz. Włoch jest zaskoczony tak dobrym przygotowaniem organizacyjnym Polaków, mimo wielu komplikacji związanych z koronawirusem. Dyrektora zawodów w Wiśle do organizacji tegorocznego LGP przekonał także fakt, że za trzy miesiące mają się tam odbyć konkursy Pucharu Świata, tradycyjnie już otwierające sezon zimowy. Jest więc okazja do przećwiczenia różnych wariantów, dotyczących ograniczeń spowodowanych pandemią. - Już chyba po raz jedenasty organizuję te zawody i specyfika w tym roku jest taka, że zastanawiam się, po co mi to jeszcze. Ale robimy te zawody dla dobra polskiego narciarstwa, chłopaków, którzy tu trenowali i tych zagranicznych, którzy chcą przyjechać, mimo trudności w swoich państwach - podkreśla dyrektor zawodów. Dla skoczków będzie to typowy "sparing", który ma dać odpowiedź trenerom, w jakim miejscu znajdują się ich zawodnicy. Choć zawody będą mieć oczywiście rangę międzynarodową i nagrody zgodne z regulaminem. Zawody w Wiśle ma obejrzeć z trybun zaledwie 550 widzów. - Można by wpuścić nieco więcej, ale dmuchamy na zimne. Pewne warianty uchronienia się przed zarazą musiały zostać przyjęte. To ma skutkować lepiej w zimie - wyjaśnił Wąsowicz. Jak ujawnił, według Pertile wszystkie zaplanowane na zimę zawody Pucharu Świata mają się odbyć, choć nie wiadomo, czy przy udziale kibiców. Pandemia koronawirusa wymusiła na organizatorach poważne zmiany. - Pierwsza zasadnicza zmiana jest taka, że będzie smutno na skoczni. Dodatkowo tę nieliczną publiczność musimy oddzielić od zawodników. Zostaną wyznaczone specjalne strefy zabezpieczenia oraz przezroczyste osłony z pleksi. Nie może być tradycyjnego przechodzenia skoczków wzdłuż szpaleru kibiców, rozdawania autografów, robienia zdjęć - zaznacza dyrektor zawodów. - Oczywiście wszyscy w maseczkach - dodaje.