Tomasz Pilch to bez żadnej przesady jeden z największych młodych talentów w polskich skokach narciarskich. Przez niektórych kojarzony przede wszystkim ze znanym wujkiem, 19-letni skoczek chce wypracować siłę swojego własnego nazwiska. Wiślanin dał o sobie znać w sezonie 2017/2018. Wówczas trzykrotnie meldował się na podium zawodów z cyklu Pucharu Kontynentalnego. Tej samej zimy zdobył też swój pierwszy punkt w zawodach najwyższej rangi oraz uplasował się tuż za podium mistrzostw świata juniorów w szwajcarskim Kanderstegu. Potem pojawiła się gorsza passa i próba ciągłego powrotu do formy. Przebłyskiem był z pewnością występ reprezentanta Polski podczas tegorocznego juniorskiego czempionatu, podczas którego zajął 9. miejsce. W miniony weekend Pilch pokazał, że stać go na dobre skoki. Letnie Grand Prix w Wiśle zakończyło się dla niego 4. i 7. lokatą. - Dzisiaj troszkę gorsze skoki, ale z jeszcze udało się z tego odlecieć. Moje skoki są ogólnie stabilne. Nie ma takich skoków, że raz jest katastrofa, a raz jest dobrze. Są one powtarzalne, więc jestem z tego zadowolony - mówił po niedzielnych zawodach "Biało-Czerwony". Skoczek ma nadzieję na możliwość rywalizacji jeszcze tego lata, ale przez sytuację związaną z pandemią zdaje sobie sprawę z tego, że może być trudno ponownie sprawdzić się w szerokiej stawce. Być może wystąpi jeszcze w wiślańskim Pucharze Kontynentalnym, który zaplanowano na wrzesień, ale wie, że te dwa konkursy mogły być jedyną okazją, żeby przetestować swoją formę. - Jest to takie potwierdzenie, że jest dobrze. Świetnie współpracuje mi się z trenerami i bardzo dobrze się dogadujemy. Przede wszystkim mamy do siebie zaufanie, więc będę na pewno bardzo ciężko pracował - zakończył rozmowę Tomasz Pilch. Z Wisły Aleksandra Bazułka