W sezonie 2015/16 Stękała regularnie startował w zawodach Pucharu Świata. Z drużyną "Biało-Czerwonych" stanął na podium w Zakopanem. W Vikersund pofrunął na odległość 235 m. Na tym jednak zakończyła się lista sukcesów naszego skoczka. Przez problemy sportowe i osobiste jego kariera zawisła na włosku. Dodatkowo nie mógł znaleźć wspólnego języka z dotychczasowym pierwszym trenerem reprezentacji Stefanem Horngacherem. Teraz powraca do dobrego skakania. W niedzielnym konkursie w Wiśle zajął 21. miejsce. W drugiej serii poszybował efektownie na 129 m. Rozentuzjazmowany uniósł ręce w geście triumfu i... upadł. Na szczęście już poza linią strefy lądowania. - Już w powietrzu leciałem i wiedziałem, że będzie fajny skok - mówił w rozmowie z dziennikarzami i nie ukrywał, że dobre chwile wracają. - Na treningach jest radość, jest poza skocznią, na siłowni. Jest motywacja, niczego nie brakuje - opowiadał Stękała. - Wielki powrót? Ciężko powiedzieć, czy wielki powrót. Bo nawet ten sezon, który miałem super parę lat temu, to też nie był wielki sezon, żebym do czegoś miał wracać - podkreślił. - Powoli się staram i wracają te dobre skoki. Najlepsze jest to, że ciężka praca procentuje. Wszystko się stabilizuje. Jest bardzo ciężko, ale jak skoki sprawiają radość, to jest super - powiedział. Stękała póki co łączy trenowanie z pracą w karczmie, którą podjął przechodząc kryzys sportowy. Praca daje <a class="textLink" href="https://top.pl/finanse" title="finanse" target="_blank">finanse</a>, ale nie zawsze pomaga w karierze, zwłaszcza w ważnych dla skoczków sprawach wagi ciała. - Szczerze? Mamy za dobre jedzenie w karczmie i czasami jest ciężko. Czasami lubię coś podjeść, ale wiadomo, że później trzeba troszkę zejść na ziemię i pomyśleć, że jestem nie tylko kelnerem, ale także skoczkiem - powiedział Stękała. Z Wisły Waldemar Stelmach