W piątek najlepszy wynik indywidualnie osiągnął Dawid Kubacki. Skoczył 130 m oraz 133,5 m. To dobry prognostyk przed sobotnim konkursem indywidualnym, którego Polak stał się głównym faworytem. - Nie kalkuluję tak. Jutro podejdę do startu tak jak dzisiaj. Będę chciał oddać jak najlepsze skoki. Czas pokaże, jak to się skończy. Nie nastawiam się na konkretne miejsca, choć stać mnie na walkę o najwyższe lokaty - powiedział skoczek. Kubacki przyznał, że na treningach pojawiają się u niego błędy, ale w piątek udało mu się ich uniknąć. - W moich skokach zdarzają się jeszcze drobne błędy, ale dziś - pierwszy raz tego lata, biorąc pod uwagę treningi - nie było spóźnienia na progu. Chęć rywalizacji i adrenalina z tym związana musiała w tym pomóc. To nie były jeszcze nadzwyczajne skoki. Jest sporo do poprawienia - mówił. Po piątkowych zawodach Kubacki był zadowolony. - Naszym głównym celem było pokazać, czego nauczyliśmy się na treningach. Jestem zadowolony z pracy, którą wykonałem ja oraz cały zespół. Jestem pełen pozytywnych odczuć. Konkurs do końca trzymał w napięciu - dodał. Kot powiedział, że w piątek "nie skakało mu się łatwo". - Rywale byli mocni. Skakali daleko. Po drugie warunki były dalekie od idealnych. Dobre jakościowo skoki sprawiły, że zwyciężyliśmy. Kibice pewnie też są zadowoleni, bo to był emocjonujący konkurs, walczyliśmy do końca i wygraliśmy. To duża satysfakcja zwyciężyć przed własną publicznością. Naszym głównym celem jest zima, a to jest tylko przystanek. Oczywiście, wynik i dobre skoki cieszą, bo utwierdzają nas w przekonaniu, że idziemy dobrą drogą - zaznaczył. Przyznał, że w pierwszym skoku (125,5 m) popełnił błąd. - On się wciąż u mnie pojawia, a w Wiśle trudno go wyeliminować, bo wiatr, który często wieje od strony wieży sędziowskiej, to utrudnia. W pierwszej próbie mocno skręciłem na progu, zacząłem z tym walczyć i to spowodowało, że skoczyłem krócej. W drugim było lepiej (127 m), ale też warunki były łatwiejsze, bo wiatr ucichł. Mojego błędu nie da się wyeliminować na skoczni. Muszę popracować poza nią z terapeutą; wzmacniać jedną grupę mięśniową, drugą rozciągnąć i popracować nad postawą - wyjaśnił. Polacy skakali w piątek równo i daleko. Jedynie pierwsza próba Piotra Żyły (117 m) odbiegała od reszty. - Faktycznie, pierwszy skok był słabszy. Dawid mi podpowiadał, że zrobiłem to, by mu podnieść adrenalinę i by nadrabiał - żartował Żyła. Zawodnik z Wisły w drugiej serii poprawił odległość o 10 m i walnie przyczynił się do sukcesu całego zespołu. To czwarty triumf drużynowy Polaków w sześcioletniej historii startów letniego cyklu w Wiśle. Raz uplasowali się na drugim miejscu. Najsłabszy występ zanotowali w ubiegłym roku, gdy zajęli szóste miejsce. Zdaniem Kamila Stocha, Polacy nie pałali w piątek chęcią rewanżu. - Po prostu, po bardzo udanej zimie jesteśmy podbudowani i wierzymy w siebie. Widzimy, jakie są nasze możliwości. Dziś czuliśmy się bardzo dobrze jako drużyna. Każdy z nas wykonał dobrą pracę. Dawid i Maciek nadrabiali. Ja z Piotrkiem miałem tylko nie zepsuć skoków. Jeśli są dwa tak mocne punkty w zespole, to można śmiało myśleć o rywalizacji - powiedział Stoch. Dyrektor ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej PZN Adam Małysz był zadowolony. - Jesteśmy w trakcie przygotowań do zimy, ale gdy przychodzą zawody, to zawodnicy muszą skakać na 100 proc. Tak jest z wszystkimi. Cieszy, że nadal jesteśmy na miejscu, na którym powinniśmy być. Maciek skoczył dziś naprawdę dobrze, a Dawid nawet bardzo dobrze. Piotr skacze nieco w kratkę. Kamil zaczyna się zbierać, jak to w lecie, ale to w zimie ma przyjść forma. Jestem zadowolony. Jest bardzo dobrze, a może być jeszcze lepiej - powiedział. W sobotę na skoczni w Wiśle Malince odbędzie się konkurs indywidualny. Zakwalifikowało się do niego dziewięciu Polaków: Maciej Kot, Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Stefan Hula, Klemens Murańka, Przemysław Kantyka, Jakub Wolny i Aleksander Zniszczoł.