Harald Rodlauer nie ukrywa, że widzi spory potencjał w polskich zawodniczkach. Przede wszystkim bardzo jednak docenia nasz kraj, jeśli chodzi o skoki narciarskie. Austriacki szkoleniowiec już dokonał wielu zmian w polskiej drużynie. Przede wszystkim poprawiła się atmosfera, ale też wzrosło morale. Nasze panie już nie chodzą ze spuszczonymi głowami i myślą pozytywnie, co w polskich realiach jest bardzo cenne. Wskazał też zawodniczkę, która stała się bardzo ważną osobą w grupie. PZN już go nie chciał w skokach. Teraz jego zawodnik leje Polaków Harald Rodlauer: skoki kobiet mają szansę, by mocniej zaistnieć w Polsce Tomasz Kalemba, Interia Sport: Dlaczego zdecydował się pan na to, by zostać trenerem polskiej drużyny? Harald Rodlauer, trener kobiecej kadry Polski w skokach narciarskich: - Bo to jest interesująca drużyna. Poza tym Polska jest wielkim krajem, jeśli chodzi o skoki narciarskie. Przyciąga, bo ma wielkie sukcesy, które zresztą odnosił też obecny prezes PZN Adam Małysz. Skoki kobiet też mają - moim zdaniem - szansę na to, by mocniej zaistnieć w Polsce. Potrzeba jednak na to czasu. Nic nie przyjdzie od razu. Musimy podnosić nasz poziom krok po kroku. Dostałem na to czas od PZN i mam ich wielkie wsparcie. Ile zawodniczek ma pan do dyspozycji? - W tym momencie siedem, ale jest też wiele młodych zawodniczek, które trenują w klubach w Zakopanem i Szczyrku. Ważne jest, że powstał system w kobiecych skokach w Polsce, który pozwala na rozwój. Wszyscy razem pracują na to, by skoki kobiet poszły do przodu. To jest jedyna droga. Bez wspólnego zaangażowania niewiele się uda. Najważniejsze jest to, że zmotywowani są zarówno trenerzy, jak i dziewczyny. Dlatego mam nadzieję, że będziemy się rozwijać. Dla mnie wielką niespodzianką w tej kadrze jest postawa Natalii Słowik. - Natalia robi świetną robotę w tej drużynie. To młoda zawodniczka, która ma wiele energii. Ona chce skakać jak najlepiej. To najlepsze, co mogło się przytrafić tej drużynie. Stała się ważną częścią grupy. Dała tej drużynie świeżość, a do tego potrafi naprawdę dobrze skakać. Przed nią naprawdę jest przyszłość. Podobnie zresztą jak resztą dziewczyn. Co przede wszystkim trzeba było zmienić u naszych zawodniczek? - Ciągle musimy patrzeć do przodu. To jest podstawa. Do Klingenthal zabrałem najlepsze zawodniczki. Mogliśmy oczywiście zostać w domu i trenować, ale razem z moim asystentem Stefan Hulą, który jest świetnym szkoleniowcem i kolegą, uznaliśmy, że trzeba jechać do Klingenthal. Musimy patrzeć w górę, a nie w dół. Musimy równać do najlepszych, a właśnie w czasie takich zawodów można się wiele nauczyć. Dla mnie to też nie jest łatwe, bo przez wiele ostatnich lat schodziłem z gniazda trenerskiego ostatni. Miałem najlepsze zawodniczki na świecie. Teraz dla mnie to jest inna sytuacja, ale równie piękna. Wiedział pan o tym, że kadra kobiet miała poważne mentalne problemy? Nie było też w tej grupie najlepszej atmosfery. - Słyszałem o tym. Wiem, że było wiele problemów. Nie chcę ich jednak zabierać ze sobą. Chcę po prostu robić wszystko, by zawodniczki stawały się lepszymi sportowcami. One mają myśleć pozytywnie. To jest podstawa. Mają doskonałą opiekę ze strony Stefana Huli i Theresy Koren, która jest fizjoterapeutką. Ona pracowała ze mną również w Austrii. Do tego w Zakopanem mogę liczyć na Marcina Bachledę i Jakuba Kota. Wszyscy pracujemy na to, by iść w jednym kierunku. Widzi pan duży potencjał w polskich zawodniczkach? - To pokaże najbliższa przyszłość. Jeśli jednak te dziewczyny zaczną robić postępy, to od razu wzrośnie zainteresowanie tą dyscypliną sportu u młodych dziewcząt. To może pociągnąć kobiece skoki w Polsce. W Klingenthal - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport Maciej Kot wskoczył na podium. Polak blisko wywalczenia miejsca w Pucharze Świata