- Na początku czekałem, żeby pierwsza seria się skończyła. Później czekałem na to, żeby zostało tak, jak jest. Drugą serię odwołano, ale jestem zwycięzcą, więc lepiej być nie mogło - przyznał po konkursie w Klingenthal Krzysztof Biegun. Przyznał, że do ostatniej chwili nie był pewny, jak będą wyglądały zawody, ale chciał walczyć o utrzymanie prowadzenia. - Najpierw modliłem się o to, żeby pierwsza seria się skończyła, później o to, żeby zostało tak, jak jest albo żeby skoczyć w drugiej serii podobnie i tak czy tak wygrać - opisywał. Dodał, że wygranie pierwszego indywidualnego konkursu Pucharu Świata w karierze jest dla niego ogromnym zaskoczeniem. - W ubiegłym sezonie miałem problemy ze zdrowiem, po których nie mogłem się pozbierać i nie pojechałem nawet na Puchar Kontynentalny. Teraz przyjechałem na Puchar Świata i wygrałem. To jest dla mnie niesamowite. Chyba nie można lepiej zaczynać kariery - stwierdził. Pytany o różnice pomiędzy zawodami Pucharu Kontynentalnego i Pucharu Świata 19-letni skoczek przyznał, że nie chce porównywać tych imprez. - Jeśli się dobrze skacze, to po prostu chce się skakać w jak najwyższej randze zawodów i myśli się tylko o tym - tłumaczył. Dodał, że po niedzielnych zawodach czeka go rozmowa z trenerem o ewentualnym wyjeździe na konkurs w Kuusamo. Oczywiście, chcę jechać, ale na razie nie mogę nic powiedzieć. Będę jeszcze dyskutował z trenerem. Wszystko na chłodno przeanalizujemy - mówił. Zwycięzca niedzielnych zawodów zdradził, że nie myślał jeszcze o świętowaniu swojego sukcesu. - Na razie jeszcze telefonu nie miałem w ręce. Podejrzewam, ze pewnie przyjdzie parę SMS-ów. Ktoś na pewno też będzie dzwonił - mówił późnym popołudniem. Czytaj więcej w RMF24.pl