Kilka tygodni temu pojawiły się o informacje o kłopotach finansowych norweskiej kadry w skokach narciarskich. Kryzys zaczyna też dosięgać norweskie biegi narciarskie, które przecież przez lata były wielką potęgą. Okazuje się, że to dopiero pierwsze domino, jeśli chodzi o sponsoring w sportach zimowych. Okazuje się, że w Norwegii skoczkowie muszą wykładać środki z własnej kieszeni. To zmusza ich do oszczędności na zakwaterowaniu, czy wyżywieniu. Zaskakujące i szczere wyznanie Ryoyu Kobayashiego. On naprawdę to czuł Niemiecki Związek Narciarski jasno: zabrakło pieniędzy Wygląda na to, że kryzys powoli dociera też do innych krajów. W niemieckim Klingenthal po raz pierwszy od bardzo wielu lat nie odbędą się żadne zawody Pucharu Świata w narciarstwie klasycznym. Wszystko przez brak środków. Miasto z rejonu Vogtland najpierw próbowało zorganizować Puchar Świata w skokach narciarskich w dniach 11-12 stycznia 2025 roku w miejsce odwołanych zawodów w Predazzo. Przerosło ich to jednak finansowo. Potem pojawiła się druga luka w kalendarzu. Z organizacji PŚ w kombinacji norweskiej w dniach 25-26 stycznia 2025 roku zrezygnowała bowiem japońska Hakuba. W tym wypadku rozmowy były już bardzo zaawansowane, ale ostatecznie obie strony nie doszły do porozumienia. "Zabrakło pieniędzy" - przyznał otwarcie Niemiecki Związek Narciarski (DSV) w odpowiedzi na pytanie redakcji "Sport im Osten". O to, by tej zimy odbyły się zawody Pucharu Świata walczyli nie tylko działacze z regionu Vogtland, ale również DSV oraz Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS). Ta ostatnia chciała nawet uczynić wyjątek i wesprzeć środkami organizację zawodów PŚ w kombinacji norweskiej. Mimo tego zabrakło środków. Mówi się o około 150 tysiącach euro (ok. 650 tysięcy złotych). Nie będzie Pucharu Świata. Mieszkańcy liczą straty Region wokół Klingenthal w Saksonii straci zatem dochody w wysokości około 500 000 euro (ok. 2,2 mln złotych), które zwykle niesie ze sobą organizacja Pucharu Świata. Nie będzie kibiców, a to oznacza, że nie będzie można zarobić na noclegach, czy wyżywieniu. Do tego dochodzą wpływy z reklam telewizyjnych. Niemiecki Związek Narciarski bardzo ubolewa nad tym, że Klingenthal nie zaistnieje tej zimy w Pucharze Świata. DSV zobowiązał się do wspierania tego ośrodka w przyszłości, bo ten jest w stanie w bardzo krótkim czasie zorganizować zawody na światowym poziomie. - Częścią naszej strategii jest ciągłe uwzględnianie Klingenthal w organizacji zawodów Pucharu Świata w kombinacji norweskiej lub skokach narciarskich. Mogę zapewnić wszystkich przyjaciół w Vogtland, że w dalszym ciągu będą tam organizowane imprezy narciarskie na najwyższym poziomie - powiedział Stefan Schwarzbach, dyrektor ds. komunikacji w DSV, w rozmowie ze "Sport im Osten". Jak się okazuje, to nie jest jedyny problem Niemców. Alexander Stoeckl, dyrektor sportowy w Polskim Związku Narciarskim, powiedział kilka dni temu w "Dagbladet", że niebawem z niemieckich skoków narciarskich ma się wycofać bardzo duży sponsor. - Będzie coraz więcej krajów, które będą miały podobny problem - powiedział Austriak, który do niedawna był trenerem norweskiej kadry w skokach narciarskich. Przyznał on w rozmowie z norweskim dziennikarzem, że w Polsce też widać oszczędności, ale na razie nie ma wielkiego problemu z finansowaniem skoków narciarskich. Stoeckl nie martwi się też szczególnie sytuacją związaną z finansami, bo wciąż widzi wielkie zainteresowanie skokami narciarskimi w krajach alpejskich. W Niemczech w ciągu tygodnia wyprzedały się przecież wszystkie bilety na pierwszy konkurs Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie, co pokazuje, że ludzie wciąż kochają skoki. Przy takim zainteresowaniu nie powinno być też kłopotów ze sponsorami, choć ci są coraz mniej chętni na wykładanie środków na swoje logo na kaskach, nartach, czy strojach skoczków.