Kamil Stoch to obrońca tytułu mistrza świata na skoczni dużej. Konkurs na tym obiekcie w Falun zaplanowano na czwartek. Dzień wcześniej odbędą się kwalifikacje. Trener Łukasz Kruczek przeziębiony? Łukasz Kruczek: - A tak trochę. Można powiedzieć, że na takiej "prostej kończącej". Łatwo się przeziębić w Falun, bo wieje, zimno, pada śnieg. - Nic specjalnego. Takiego Falun, mniej więcej, wszyscy się chyba spodziewali, że to tak będzie wyglądało. I na kolejne dni też są takie prognozy. Dobrze, że są te wiatrołapy, czyli ogromne, niebieskie siatki, napięte do granic wytrzymałości. - Nie, myślę że wytrzymałość jest jeszcze troszeczkę dalej. Dobrze, że są powiększone, że to nie są takie siatki jakie były w zeszłym roku. Wtedy były one zdecydowanie krótsze i były problemy. Natomiast teraz wygląda, że z problemami, bo z problemami, ale będziemy skakać. Opinia trenera Łukasza Kruczka po pierwszym treningu na dużej skoczni? - Dobry trening w wykonaniu naszych chłopaków. Nie obyło się też bez błędów, ale na treningu mogą się takie wpadki zdarzać. Do dobrej formy wrócił Piotr Żyła. - Ale on ją stracił tylko na jeden skok (śmiech). Formy się nie traci ot tak. Zdarzają się błędy, zdarzają się duże błędy, to jest rzecz ludzka. Szkoda, że do tego dochodzi na zawodach. Natomiast zaczęliśmy nowy tydzień, dla nas ta tarcza zegara zamknęła się gdzieś o północy i rozpoczęliśmy od nowa. Wszyscy cmokają z zachwytu po skokach Kamila Stocha. - A my jeszcze nie. Ale jesteśmy zadowoleni, bo to są takie normalne skoki, widać, że Kamil zaczyna ze skoku na skok nabierać więcej pewności siebie, swobody w powietrzu. I to od razu ma przełożenie także na wynik. Ta duża skocznia mu pasuje? - Ona jest całkowicie inna. W ogóle skocznia im większa, tym jest dla Kamila skocznią lepszą. Natomiast jak to będzie wyglądało, zobaczymy w kolejnych dniach tutaj, po treningach oficjalnych. Oceńmy to, co działo się na normalnej skoczni. - Można mieć jakiś ogromny niedosyt, czy poczucie tego, że nie wyszło tak, jakbyśmy tego oczekiwali. Natomiast złością się tu nic nie nadrobi. Można walczyć tutaj normalnie, do końca. Mistrzostwa cały czas trwają, za nami konkurs, który nie był konkursem udanym dla przynajmniej polowy zawodników. Połowa skoczyła dobrze, ale to jest, tak jak powiedziałem, dla nas jest temat już zamknięty i z tym kompletnie nic nie zrobimy. Przechodzimy do kolejnego tygodnia, gdzie mamy przygotowania do konkursu na skoczni dużej i do konkursu drużynowego. Czy Łukasz Kruczek nie boi się typowo polskiego podejścia, że ktoś zaraz zacznie kłuć, ktoś zaraz zacznie krytykować? - Zawsze są tacy. Obojętnie jaki jest wynik, nawet przy tych najlepszych wynikach jest 50 procent ludzi, którzy krytykują i 50 procent tych, którzy chwalą. Wy także dumni jesteście z wyczynu Sylwii Jaśkowiec i Justyny Kowalczyk? - Gorąco dopingowaliśmy, bo to jest coś! W tej chwili faktycznie pokazały, że praca, którą wykonały, przynosi efekt. I to cieszy. Odwiedził Was, a właściwie odszukał was ksiądz ze Sztokholmu... - Był, odszukał, nas nie jest trudno odszukać w tym miejscu. Nie mieszkacie tutaj w luksusowym hotelu... - Ale mamy bardzo dobre warunki. ... mieszkacie w klasztorze. - My to nazywamy "Dom Pielgrzyma". I to podobno właśnie tak funkcjonuje. To jest coś na zasadzie Domów Pielgrzyma, jakie funkcjonują też w Polsce. Warunki mają fajne, na uboczu, a jednocześnie niedaleko od obiektów. Spokój, fajne jedzenie, fajne warunki mieszkaniowe. Tak że, jak na Skandynawię, a szczególnie tutaj, na Falun, to jesteśmy bardzo mile zaskoczeni. Tam podobno mieszkają siostry z Indii? - Pochodzenia indyjskiego. Świetnie gotują... - Dobrze gotują! Różnie ten luksus jest interpretowany. My nie jesteśmy grupą, która jest jakoś specjalnie wymagająca. To, co chcemy, to mamy i niczego więcej nam nie trzeba. Rozmawiał Tomasz Zimoch