Dla wielu osób w świecie skoków to, co wydarzyło się w Trondheim, było objawem choroby toczącej skoki od dawna, czyli niezdrowej wojny sprzętowej. Powolne działania FIS i unikanie patrzenia na problem doprowadziły jedynie do zaognienia sytuacji. Jakub Kot został zapytany przez Dagbladet o to, jakie w związku z aferą panują nastroje w Polsce. FIS podjęła decyzję ws. Norwegów. Jasny komunikat, kolejna osoba zawieszona Jakub Kot bez ogródek "To oczywiście ogromny skandal. Dla trenerów, zawodników i publiczności to „cholerne g***o”, to, co się stało. Jesteśmy bardzo źli" - mówił Kot, były skoczek, a dziś ekspert Eurosportu. W dalszej części wypowiedzi pokazał jasno, że w skokach sprzęt stanowi ogromną rolę i wygląda to w ostatnim czasie jak walki marek samochodowych w Formule 1 - twierdził, że gdyby Verstappen nie startował dla Red Bulla, to najpewniej nie byłby teraz kilkukrotnym mistrzem świata. "Sześć lat temu było zupełnie inaczej. Teraz najważniejszy jest sprzęt. Jeśli nie przesuniesz granicy, nie możesz wygrać zawodów w skokach narciarskich. Każdy to wie. Możesz być bardzo dobry w skakaniu, ale bez dobrych wiązań, nart i kombinezonu: nie możesz wygrać. Ale najważniejszą rzeczą jest oczywiście dobre skakanie" - twierdził Kot. Jakub Kot chciałby wierzyć norweskim skoczkom Wielu skoczków i trenerów twierdzi, że wina leży też po stronie Lindvika i Forfanga, którzy powinni po założeniu kombinezonów stwierdzić, że coś jest nie tak i po prostu w nich nie startować. Jakub Kot chciał podejść do nich nieco łagodniej. "Chcę w nich wierzyć. Dla Lindvika i Forfanga to totalna katastrofa" - mówił. Drakońska kara dla Norwegów? Polak wytoczył ciężkie działa. To byłaby "bomba" "Widzieliśmy, że Forfang zaczął skakać naprawdę dobrze kilka tygodni temu i nie sądzę, że to tylko z powodu kombinezonu. Widzieliśmy Lindvika na podium w Sapporo, a on skakał coraz lepiej. (...) Jako skoczek narciarski zauważyłbym różnicę w kombinezonie. Ale chcę im wierzyć, naprawdę chcę" - tłumaczył.