Po igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu Kamil Stoch rozpoczął serię miejsc miejsc na podium. Trzykrotny mistrz olimpijski nie miał sobie równych i wygrał pięć, z siedmiu indywidualnych konkursów w ostatniej części Pucharu Świata. Jego formą zachwycali się zagraniczni eksperci. "Rakieta z Zębu" w 2018 roku po raz pierwszy stanęła na najwyższym stopniu podium w turnieju Raw Air. Stoch w Norwegii rozpoczął kolekcjonowanie wazonów, które otrzymywał po zawodach i prologach. Sam zażartował raz w mediach, pytając swoich fanów, czy nie nudzi ich jego częste wygrywanie. Jednak najwięcej emocji w Raw Air przyniósł konkurs w Trondheim. Polak po wygranej w Lillehammer startował w roli głównego faworyta. Na Lysgardsbakken pokonał między innymi Dawida Kubackiego i Roberta Johanssona. W Trondheim nie pozostawił jednak złudzeń i z rekordem skoczni triumfował w konkursie. Polscy skoczkowie zawiedli, ale na tym nie koniec. Ekspert grzmi po konkursie w Lillehammer Wielki sukces Kamila Stocha. Jego lot przejdzie do historii. Komentator oszalał ze szczęścia Podczas pierwszej serii konkursowej, zawodnikom towarzyszył silny wiatr pod narty. Z warunków skorzystał między innymi medalista igrzysk olimpijskich z 2018 roku, Robert Johansson, który wylądował na 145,5 metrze. Jego osiągnięcie pobił chwilę później Kamil Stoch. Sędziowie mając na uwadze dyspozycję zawodnika, zdecydowali się obniżyć belkę startową aż do pierwszego poziomu! Ówczesny trener "Biało-Czerwonych", Stefan Horngacher z niepokojem obserwował wskaźniki wiatru na ekranie. Lider Pucharu Świata sprzed pięciu lat potwierdził swoją dominację i pobił rekord, który należał do Austriaka Michalela Hayboecka i Japończyka Noriakiego Kasaiego. Wylądował aż na 146 metrze. Publiczność zgromadzona pod skocznią biła brawa. W wielkiej euforii byli również komentatorzy, którzy nie mogli uwierzyć w to, co zrobił Kamil. W drugiej serii Stoch "postawił kropkę nad i". Ponownie uzyskał najdłuższą odległość - 141 m. Na drugim miejscu konkurs zakończył Austriak Stefan Kraft, natomiast trzecią lokatę zajął Norweg Robert Johansson. "Dostałem wskazówkę, że gdyby wiało zbyt mocno pod narty, miałem patrzeć tylko na trenera, a nie na światła zapalane przez sędziów. Było tu mnóstwo skoków powyżej 140 metrów i belkę ciągle obniiżano. Ja jednak cały czas wykonuje swoją pracę i robię swoj. Chcę latać coraz dalej i ładniej"- dzielił się wrażeniami po zawodach Stoch, w rozmowie ze "Skijumping.pl". Ważny apel polskiego skoczka. Po konkursie w Lillehammer domaga się jednego. "Robimy to, co kochamy"