- Skocznia w Zakopanem nie nadaje się do użytku, więc ze względów bezpieczeństwa podjąłem oficjalnie decyzję o odwołaniu zawodów Letniej Grand Prix, zaplanowanych na 2 sierpnia - potwierdził później w oświadczeniu dla PAP prezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego Andrzej Kozak. Zawody zaplanowane były na 2 sierpnia. 31 lipca i 1 sierpnia skoczkowie rywalizować będą w Wiśle-Malince. Co ważne, zagrożone jest też zimowe skakanie w Zakopanem. Powodem odwołania rywalizacji jest fakt, że Międzynarodowa Federacja Narciarska nie wydała certyfikatu zezwalającego na organizację imprezy - czytamy też na skijumping.pl. Chodzi o niezadowalający stan Wielkiej Krokwi. Certyfikat powinien być wydany do 16 lipca. "Takiego certyfikatu Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) nie wydała ze względu na stan skoczni. Na skoczni nie można nawet trenować, o czym mówili niedawno szkoleniowcy. W związku z tym zawody nie odbędą się" - mówił "Tygodnikowi Podhalańskiemu" Andrzej Kozak. Co z kibicami, którzy już kupili bilety? "Zastanawiamy się, być może zaoferujemy im za to bilety na zimowy Puchar Świata. Problem tylko w tym, że również zimowy PŚ, chociaż pozostało do niego jeszcze pół roku, jest zagrożony" - wyjaśnił Kozak. Co ciekawe dyrektor Ośrodka Przygotowań Olimpijskich COS w Zakopanem Jacek Bartlewicz twierdzi, że nie otrzymał decyzji w tej sprawie. - Oficjalnej decyzji w tej sprawie nie otrzymałem. Wielka Krokiew, na której mają się odbyć zawody, jest w dobrym stanie, co potwierdził delegat FIS Josef Slavik, który wraz z przedstawicielem PZN Jackiem Włodygą wizytował skocznię 9 czerwca. Półtora tygodnia temu Włodyga odwiedził ponownie skocznię i oświadczył, że występuje do FIS o certyfikat - powiedział PAP Bartlewicz. Agnieszka Nowak-Gąsienica, zastępca burmistrza Zakopanego powiedziała, że na przełomie czerwca i lipca zespół składający się z przedstawicieli miasta, TZN i COS odbył wizję lokalną na Wielkiej Krokwi i faktycznie ustalił, że skocznia nie spełnia wymogów. - Sporządziliśmy wykaz wszystkich usterek, które COS do 15 lipca musiał poprawić. Tego dnia ponownie zespół pojawił się na skoczni stwierdzając, że wszystko zostało wykonane. Godzinę później zadzwonił prezes TZN mówiąc, że wbrew temu wszystkiemu zawody odwołuje - powiedziała PAP. Nowak-Gąsienica dodała, że w piątek zwołano kolejne spotkanie na skoczni. - Okazało się, że rzeczywiście na rozbiegu są miejsca, które wymagają jeszcze naprawy. Przedstawiciel COS powiedział, że w poniedziałek wysyła samochód do Słowenii po elementy, które są niezbędne do usunięcia tych niedociągnięć. Rozstaliśmy się więc w przekonaniu, że zawody jednak się odbędą. Niestety w rozmowie z prezesem Kozakiem usłyszałam, że nie wierzy on, iż usterki zostaną usunięte, a więc zawody odwołuje - dodała. Wspomniała jednak, że miasto nie zamierza się poddać i w dalszym ciągu będzie prowadziło starania o to, aby LGP została rozegrana w Zakopanem. Poproszony o komentarz prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner podkreślił, że ze sportowego punktu widzenia bardzo żałuje, że zawody mogą być odwołane. - Z drugiej strony rozumiem stanowisko prezesa Kozaka, którego już na początku lipca nasza kadra skoczków poinformowała, że zarówno specjalne porcelanowe guziki, które nadają rozpęd nartom jak i prowadnice wzdłuż torów najazdowych są mocno wytarte. W tej sytuacji już nie tylko zaistniała kwestia bezpieczeństwa skoczków, ale i też groźba przerwania zawodów LGP np. w serii próbnej - zauważył Tajner, i dodał, że jeśli prezes Kozak nie zmieni zdania, to w poniedziałek wysyła do FIS oficjalną informację o rezygnacji z przeprowadzenia LGP w stolicy polskich Tatr. - Zdania nie zamierzam zmieniać, ponieważ nie ma fizycznej możliwości zamontowania ponad pięciu tysięcy guzików, sfrezowania prowadnic i wykonania serii próbnych skoków wykazujących, że to wszystko dobrze działa. Ja takiego ryzyka np. na dwa dni przed zawodami nie podejmę - oświadczył Kozak. O dużych problemach na Wielkiej Krokwi już w styczniu głośno mówił Kamil Stoch. Jak widać, nikt nie posłuchał naszego najlepszego skoczka. Zobacz i posłuchaj, co wtedy mówił Stoch: