Koniec sezonu i taki komunikat od Stocha po rozmowie z żoną. "Mamy potwierdzenie", historia się powtarza
To już koniec sezonu 2024/2025 w skokach narciarskich. Na finiszu więcej frajdy ze skakania odnalazł Kamil Stoch, który w ostatnim konkursie po dwóch dobrych próbach uplasował się na 15. miejscu. Po wszystkim stanął przed kamerą i podzielił się wrażeniami. Odniósł się również do rekordu świata Domena Prevca. Po rozmowie z żoną ogłosił, że... znacznie się pomylił i powtórzyła się pewna znana mu już historia. "Mamy potwierdzenie" - śmiał się.

Końcówka sezonu w skokach narciarskich dostarczyła polskim kibicom wielu emocji. Te związane są głównie z decyzją Polskiego Związku Narciarskiego o podziękowaniu Thomasowi Thurnbichlerowi za pracę na stanowisku selekcjonera naszej kadry. Austriak kończy swoją misję, a zastąpi go Maciej Maciusiak, który we współpracy z Michalem Doleżalem będzie odpowiedzialny za próbę przywrócenia blasku biało-czerwonym reprezentantom.
Taki bieg zdarzeń oceniany jest przez skoczków pozytywnie. Zadowolony zdaje się być m.in. Dawid Kubacki. Po wieńczącym zmagania Pucharu Świata 2024/2025 konkursie w Planicy zabrał głos i... wypunktował słabe strony drużyny za "panowania" Thurnbichlera. "Wszystkie zmiany są zawsze czymś podyktowane. Poza tym, że nie było wyników w tym sezonie, to do tego nie było perspektywy na to, że cokolwiek się zmieni w tym układzie, jaki był. Walczyliśmy od dwóch i pół roku o to, żeby coś się zmieniło, ale nie udało się. Chaos i brak konsekwencji był przyczyną tego, co się działo" - powiedział w rozmowie z Tomaszem Kalembą z Interii Sport. I dodawał, co najbardziej - w jego ocenie - zawodziło.
To, że nie było kompletnie konsekwencji w tym, co robimy. Wieczorem siadaliśmy i ustalaliśmy, że zajmujemy się tym i tym. Zbijaliśmy piątki. Każdy był zadowolony, a następnego dnia Thomas nie pamiętał nic z tego na skoczni, tylko robił swoje od nowa. Ciągle mieszał i kombinował w czasie zawodów. To było rozbijanie wszystkiego od środka, bo jednak skoki potrzebują konsekwencji
Przywołał też przykład Kamila Stocha, który miał boleśnie odczuć skutki współpracy z Austriakiem. Ten rzekomo rzucał Polakowi kłody pod nogi. Kubacki nie chciał zdradzić za wiele, jedynie zasygnalizował, że jakiś problem się pojawił. "Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale to jak robił Kamilowi pod górkę, to po prostu zbrodnia" - wypalił.
Co na to wszystko sam Stoch? Zdaje się być ostrożniejszy w publicznych osądach. Przyznał, że współpraca między polskimi skoczkami a Thomasem wypaliła się i że "czasem trzeba powiewu świeżości, żeby to zaczęło działać". Nieco szerzej wypowiedział się za to w innym temacie.
Ewa Bilan-Stoch zadała mężowi jedno pytanie. Jednoznaczna odpowiedź i... pomyłka
Po ostatnich zawodach w Planicy Kamil Stoch stanął przed kamerą Eurosportu i przyznał, że na finiszu w Słowenii "latało mi się bardzo fajnie". Po dwóch próbach na 215 i 230 m zajął 15. miejsce. "Mógłbym powiedzieć, że czekałem na to całą zimę. Właśnie na takie emocje, na taką frajdę ze skakania" - opowiadał. Dodał, że "wiele rzeczy się złożyło" na to, że akurat w tym konkursie poszło mu lepiej niż w zasadzie w całym sezonie. Chodziło i o luz, i pewne kwestie techniczne, nad którymi pracował z trenerem Michalem Doleżalem.
"Potrzebuję przejść pewien proces, który pozwoli mi później radzić sobie w takich sytuacjach, w których sobie nie radziłem na początku zimy i praktycznie przez większą jej część. A teraz inaczej podchodzę do tego, co robię. Łatwiej jest mi się skupić na zadaniu i je wykonać" - wyjaśnił.
Przy okazji skomentował też fenomenalny lot Domena Prevca, który poszybował na odległość 254.5 metra i tym samym pobił rekord świata. Okazuje się, że wątek podobnego scenariusza badała wcześniej... Ewa Bilan-Stoch. "Śmieję się, bo zawsze jest tak, że jak coś powiem, to się dzieje odwrotnie. Zresztą w wywiadach jest tak samo. I Ewa zapytała mnie przed skokiem Domena, czy ktoś pobije tutaj rekord, ja mówię: 'Nie, dzisiaj na pewno nie'. Mamy potwierdzenie" - żartował, rozkładając ręce.
Żona "Orła z Zębu" jest tradycyjnie obecna w Planicy, podobnie zresztą jak partnerki i rodziny pozostałych sportowców. Finał sezonu w Słowenii to co roku okazja do spotkania i integracji całego środowiska. Po zawodach odbywa się "team party" z różnymi regionalnymi smakołykami. Zazwyczaj dopiero później przychodzi czas na wnioski i rozliczenia, choć u biało-czerwonych tym razem wydarza się to wcześniej.


