Szwajcar na swoim koncie zdołał zgromadzić już tak duży sportowy kapitał, że dzisiaj skoki mogą być już dla niego potencjalnie tylko zabawą i sposobem na realizowanie swojej największej pasji. 38-letni Simon Ammann powoli może bić się z myślą o zakończeniu kariery, bo wiekiem raczej zalicza się już do weteranów skoczni narciarskiej. Czterokrotny mistrz olimpijski nie jest już numerem jeden w reprezentacji Szwajcarii. Z pozycji lidera w swoim kraju zepchnął go Killian Peier, który częściej w tym sezonie pojawiał się na listach startowych rywalizacji w pierwszej lidze. Ammann już drugi sezon nie zameldował się na pucharowym podium. Tej zimy najlepiej spisał się w Oberstdorfie, gdzie zajął 16. miejsce. W klasyfikacji generalnej plasuje się jednak na mało satysfakcjonującej pozycji (36. miejsce z dorobkiem 76 punktów). "Byliśmy pewni skoków na mniejszych skoczniach, ale teraz widzę, że moja forma wciąż się kruszy i do tej pory nie byłem w stanie poprawić tego stanu. Jestem przekonany, że nadal mam energię, aby pracować nad tym problemem. Nic mi nie jest, ale oczywiście moje wyniki są bilansem, którego nie da się ukryć" - powiedział Simon Amman w rozmowie w szwajcarskim dzienniku "Tages-Anzeiger". Skoczka, który swój debiut w PŚ zaliczył w 1997 roku, Peier wyprzedza o 11 pozycji. Młodszy kolega przejął niepisaną pozycję lidera w kadrze, ale Ammann jak na razie nie składa broni. "Fizycznie jestem na najwyższym poziomie, co jest pozytywne, ponieważ mogę dużo trenować i testować. Moim szczególnym problemem jest to, że obecnie nie mogę znaleźć równowagi pomiędzy energicznym wybiciem a przejściem do fazy lotu" - tłumaczył swoje problemy zawodnik. Jak przyznał Szwajcar, teraz wielu skoczków ma konkretne cele na występ w mistrzostwach świata w lotach narciarskich, ale on nie skupia się na tym wydarzeniu. "Moim celem jest konsekwentnie i dobrze skakać w Pucharze Świata" - dodał mistrz olimpijski. Małe problemy w skokach wystarczą, aby stworzyć ogromną przepaść w stosunku do konkurentów. Często dysproporcje są wynikiem trudnych do wykorzenienia błędów, a wysoki poziom PŚ sprawia, że zawodnik spada na drugi plan, a loty przestają sprawiać mu przyjemność. "W skokach narciarskich zawsze jest tak samo - chodzi o szczegóły. Jako młody człowiek możesz mieć szczęście, zmienić coś i odnieść sukces. Tak było ze mną. Miałem dobry rok (2002 - przyp. red.), a potem znowu musiałem znaleźć właściwe rozwiązanie. To wieczna metoda prób i błędów" - stwierdził reprezentant Szwajcarii. Simon Ammann ma jeszcze w rękawie jednego asa, czyli buty, które ciągle przechodzą fazę testów. "Wciąż jesteśmy w fazie prototypów i testujemy, dostosowujemy się. Są rzeczy, które nie są jeszcze takie, jakie bym chciał, żeby były. Świetnie, że mój zespół zapewnia mi wsparcie i wspólnie chcemy znaleźć rozwiązania. Czasami trzeba trochę się cofnąć, aby w końcu posunąć się naprzód" - zaznaczył 38-latek. Do końca sezonu pozostało już tylko kilka konkursów. Za chwilę rozpocznie się marzec, czyli ostatni miesiąc rywalizacji o Kryształową Kulę. Czasu na rehabilitację pozostało niewiele. "Teraz na poważnie muszę kombinować, spieszyć się, bo sezon kończy się w marcu. Podczas długiej przerwy w lecie łatwiej jest zareagować, ponieważ masz przed sobą perspektywę miesięcy i możesz próbować. Teraz czas jest zdecydowanie przeciwko mnie" - powiedział utytułowany skoczek. Dla wielu zagadką pozostaje też data, kiedy Szwajcar podejmie decyzję o zakończeniu kariery. Chociaż wciąż nie brakuje mu siły, kibice muszą liczyć się, że powie "dość". Jak się okazuje, rok temu było już tego bardzo blisko, a sam skoczek ma przecież niemało pomysłów na siebie. Od 2017 roku jest bowiem posiadaczem hotelu w Toggenburgu. "Jeszcze nie zdecydowałem. Nie wiem, jakie będzie właściwe rozwiązanie. W zeszłym sezonie byłem już bliski zakończenia kariery. Widziałem, że dużo zainwestowałem w siebie i próbowałem, ale rzadko mogłem nawiązywać walkę z konkurencją. Czuję na mnie presję po rozczarowujących wynikach" - zakończył Simon Ammann.