Zbigniew Czyż, Interia: Nie mogę rozpocząć naszej rozmowy inaczej niż od pytania, jak radzi pan sobie w tym trudnym czasie? Klemens Murańka: Póki co w miarę w porządku. Wiadomo są jakieś ograniczenia, trzeba siedzieć w domu, także treningi odbywają się na własną rękę. Jeśli potrzeba jakiejś większej pomocy, to trenerzy przyjeżdżają do zawodników i udzielają wskazówek. Jesteśmy cały czas pod kontrolą, kontaktujemy się przez skype i internet. Ogólnie nie jest kolorowo, ale z drugiej strony też nie jest to sytuacja na wieki więc przeżyjemy. Te wideokonferencje odbywają się z udziałem zawodników z kadry A i B? - Tak, jesteśmy połączeni w jedną grupę. Są jakieś plany na bardziej wydajne treningi w terenie? - Na razie nie i ciężko cokolwiek powiedzieć, bo wszyscy czekają na sygnał, że będzie można wyjść i trenować chociażby na siłowni. Poza treningami, co pan robi? - Wykonuję wszystkie prace związane z domem. Teraz po zimie jest wokół niego sporo do sprzątania. Poza tym prowadzę z żoną wynajem pokojów w Zakopanem, więc staramy się nanosić jakieś poprawki chociażby w wystroju. Nie nudzi się mi, jest trochę pracy. Czyli prowadzony interes chyba też trochę podupadł, bo gości hotelowych praktycznie nie ma. - Dokładnie tak, chociaż i tak mieliśmy szczęście ponieważ teraz jest już po sezonie i za wiele nie straciliśmy. Najgorzej by było, gdyby ta cała sytuacja miała miejsce w zimie, kiedy do Zakopanego przyjeżdżają tłumy, trochę nas to wszystko ominęło. Jest teraz więcej czasu na zabawy z synem? - Tak, jesteśmy cały czas ze sobą, synek nie chodzi do przedszkola. Jak wygląda sytuacja z prawą dłonią w której na początku marca złamał pan dwie kości? - W pełni jeszcze się nie zagoiło, chociaż bez gipsu jestem już od trzech tygodni. Rehabilitację przechodzę na własną rękę. Muszę cały czas ją zginąć i prostować, żeby była non stop w ruchu. Chciałbym wrócić do zakończonego niedawno sezonu, jak by pan go podsumował w swoim wykonaniu? - W skali od jednego do dziesięciu byłoby to sześć i pół. Lato w takiej samej skali to byłoby dziesięć, bo było bardzo fajne, potem jednak w zimie nie utrzymałem formy. Całościowo w porównaniu jeszcze do poprzedniej zimy było na plus, wygrałem dwa razy w Sapporo w Pucharze Kontynentalnym, w Bisofschofen byłem w pierwszej szóstce, zdobyłem pierwsze punkty w Pucharze Świata po dłuższym czasie. Nie był to może szczyt moich możliwości, ale plusy można znaleźć i trzeba iść dalej do przodu.