To był niesamowity turniej dla "Biało-czerwonych". Na drugim stopniu podium stanął Piotr Żyła, a czwarty był Maciej Kot, który nieznacznie przegrał podium z Norwegiem Danielem Andre Tandem. Do sukcesu poprowadził polskich Orłów austriacki trener Stefan Horngacher, który jest szkoleniowcem polskiej kadry zaledwie od kilku miesięcy. Ale Stoch nie zapomniał, że wiele zawdzięcza Łukaszowi Kruczkowi, przez osiem lat prowadzącemu reprezentację Polski. Po sukcesie w TCS nasz skoczek podkreślił, że to za czasów Kruczka dorastał jako zawodnik i człowiek i dochodził do wielkich sukcesów. Horngacher poprawił detale i znów uczynił Kamila wielkim skoczkiem. 29-latek z Zębu w 2013 roku sięgnął po tytuł mistrza świata. Rok później zdobył Kryształową Kulę i wywalczył dwa złote medale olimpijskie. Wczoraj w austriackim Bischofshofen skompletował "Wielkiego Szlema" skoków, wygrywając Turniej Czterech Skoczni. Mistrzostwo świata i olimpijskie, Puchar Świata i TCS wygrało przed Stochem tylko czterech skoczków: Fin Matti Nykaenen, Norweg Espen Bredesen, Niemiec Jens Weissflog i Austriak Thomas Morgenstern. - To oczywiście jest fantastyczne, ale w tej chwili o tym nie myślę, że jestem w jakimś tam gronie - skomentował Stoch. A w tym ekskluzywnym gronie nie ma nawet Adama Małysza, który jako pierwszy i do wczoraj jedyny z Polaków wygrał TCS, cztery razy sięgnął po mistrzostwo świata i cztery razy zdobywał Kryształową Kulę. Brakuje mu tylko złotego medalu olimpijskiego. Małysz popłakał się po wczorajszym triumfie Stocha i całej ekipy. - Kamil mnie zdecydowanie pobił - skromnie wypowiadał się przed kamerami TVP. - Wygrał dwa razy olimpiadę, zdobył tyle tytułów, brakowało tego Turnieju Czterech Skoczni i w końcu się udało - podkreślił Małysz. - Ja się cieszę, że mogę być w tej ekipie. Teraz i tutaj w tym miejscu - nie ukrywał radości. Stoch przyznał się, że w trakcie finałowych zawodów nerwy już nieco zawodziły. - Bardzo się denerwowałem. Nie jestem maszyną, jestem tylko człowiekiem i nerwy były. No i pierwszy skok nie wyszedł mi tak, jakbym tego chciał. Był mocno spóźniony - mówił po zawodach i historycznym triumfie. - To przede wszystkim ogromna nagroda za ciężką pracę, wyrzeczenia, trudy włożone przez całą moją karierę. Nie tylko mówię o sobie, ale także o moich kolegach z drużyny, sztabie szkoleniowym, rodzinie. To nie tylko mój sukces i dlatego dziękuję im z całego serca - podkreślił Stoch.