Ostatni przystanek przed zimowymi igrzyskami olimpijskimi w Pekinie był dla naszych skoczków narciarskich niekoniecznie szczęśliwy. Wszystko przez dyskwalifikację Stefana Huli i Piotra Żyły z powodu nieregulaminowych butów. Wkrótce po konkursie okazało się, że buty nie spodobały się Stefanowi Horngacherowi, który pełni rolę trenera niemieckiej kadry. To on złożył protest, a ten został uznany przez kontrolerów. Według nich sprzęt Polaków nie został im przedstawiony przed użyciem i właśnie to było powodem do podjęcia decyzji o dyskwalifikacji. Ostatecznie poprzestano na anulacji wyników jedynie Żyły i Huli. Kiedy startują Polacy? - Zobacz terminarz! Ruch byłego szkoleniowca polskich skoczków nie spodobał się nie tylko kibicom, ale między innymi prezesowi Polskiego Związku Narciarskiego, który przyznał, że "interwencja Stefana Horngachera była nie fair". Kamil Stoch i Piotr Żyła komentują zajście w Willingen Do wydarzeń z minionego weekendu odniósł się również Kamil Stoch oraz poszkodowany na tym bardziej Piotr Żyła. "To, co zrobił Stefan Horngacher jest trochę dziecinne. Donosi się w przedszkolu, a nie między dorosłymi ludźmi" - powiedział Stoch w wywiadzie dla TVP Sport. Nieco mniej personalnie swoje zdanie wyraził Żyła. "Gdy dowiedziałem się, że nie będę mógł korzystać z nowych butów, odechciało mi się lecieć do Pekinu. Dobre były" - dodał od siebie skoczek. Polska strona od kilku dni żwawo komentuje zajście w Willingen, mówiąc o "tajnej broni" naszej reprezentacji podczas konkursów olimpijskich. Wydaje się, że sztab szkoleniowy w sprawie butów nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Czytaj też: Potężne słowa po dyskwalifikacji polskich skoczków