Kamil Stoch potrafi latać i to wiele razy udowodnił. Był przecież wicemistrzem świata w lotach. Wygrywał zawody na mamutach. Żadna inna skocznia nie zalazła mu jednak za skórę tak, jak ta na Kulm. Nawet wtedy, gdy jeden jedyny raz stawał na podium na rym obiekcie w 2012 roku, to zaginęło jego trofeum. Aleksander Zniszczoł wciąż czeka na debiut w mistrzostwach świata w lotach. Może być zaskoczeniem Kamil Stoch wymazał z pamięci swój koszmar. "Jadę na nieznany obiekt" Trzykrotny mistrz olimpijski jest daleki od formy, w jakiej chciałby być. Nie podda się jednak łatwo i będzie walczył. - Mamuty mają strome rozbiegi, co w mojej obecnej dyspozycji, będzie dla mnie wielkim wyzwaniem. Mam nadzieję, że nadal uda mi się realizować te założenia, jakie wykonywałem w Zakopanem. Tam zaczęło to już powoli fajnie wyglądać. Brakuje jednak jeszcze świeżości i zaufania systemowi. Chciałbym się dobrze bawić i latać powyżej 220 metrów, bo to jest zawsze świetna sprawa - przyznał w rozmowie z Interia Sport. Schował się za goglami. Miał łzy w oczach W 2018 roku Stoch przyjeżdżał do Tauplitz/Bad Mitterndorf po wygraniu wszystkich konkursów Turnieju Czterech Skoczni i całej imprezy. Był w wielkiej formie, a jednak na Kulm zajął wówczas 21. miejsce. Zresztą Stoch z tym miejscem ma wiele złych wspomnień. Najboleśniejsze miało miejsce w 2016 roku. Na tym obiekcie odbywały się wówczas mistrzostwa świata w lotach. Nasz mistrz nie przebrnął kwalifikacji. Ze łzami w oczach udał się wówczas do szatni, a potem - nie zdejmując gogli - opuścił obiekt i udał się do hotelu. Wydawało się, że wyjedzie z Bad Mitterndorf, ale jednak został. W konkursie indywidualnym był... przedskoczkiem. Wystąpił potem w konkursie drużynowym, w którym nasza ekipa zajęła piąte miejsce. Pierwsze zderzenie z tym nieco przerażającym mamutem też było bolesne dla 18-letniego wówczas Stocha. W 2006 roku na Kulm odbywały się mistrzostwa świata w lotach. Stoch zajął w nich 35. miejsce. Już po pierwszej z czterech serii skoków zakończyła się dla niego przygoda z tą imprezą. Nasz skoczek zawiódł też w rywalizacji drużynowej, choć nie tak jak Robert Mateja, który uzyskał wówczas tylko 90 metrów. Polska, jako jedyna drużyna, nie awansowała wówczas do drugiej serii konkursu, zajmując dziewiąte miejsce. W 2020 roku Stoch był bardzo blisko podium. W jednym z konkursów, zresztą jednoseryjnym, zajął czwarte miejsce. Te zawody to była farsa. Zwłaszcza w końcówce drugiej serii, kiedy ważyły się losy wygranej. Po skoku Stocha na 159. metr w drugiej serii zawody zostały przerwane i za ostateczne wyniki uznano te po pierwszej serii. Wtedy też jednak padły z ust Stocha słynne słowa do kamery: "No i co, panie Borku?" Stoch ma też lepsze wspomnienia. Jak choćby to z 2012 roku, kiedy jedyny raz stanął na podium na Kulm, zajmując trzecie miejsce. Tyle że wtedy zaginęło gdzieś trofeum, jakie otrzymał. Z Tauplitz/Bad Mitterndorf - Tomasz Kalemba, Interia Sport