Od początku sobotnie zawody przebiegały pod dyktando Niemców i Austriaków, którzy zmieniali się na prowadzeniu. Polacy plasowali się na półmetku na trzeciej pozycji, ale po piętach "deptali" im Słoweńcy, mający w składzie fenomenalnie prezentującego się Jerneja Damjana (134 i 134,5 m). Z "Biało-czerwonych" najlepiej spisali się Stoch - 132,5 m i Dawid Kubacki - 131 m, który prawdopodobnie zapewnił sobie miejsce w ekipie na igrzyska w Soczi. Druga seria rozpoczęła się znakomicie dla reprezentacji Słowenii, bowiem Jurij Tepes poprawił się aż o 10 m. Skaczący po nim Klemens Murańka też zanotował postęp, jednak dużo mniejszy, a co więcej jego wynik - 122,5 m (poprzedni 118 m) był najsłabszym z zespołu gospodarzy. W tym momencie podopieczni trenera Łukasza Kruczka, w składzie był też Jan Ziobro, spadli poza podium, choć szansę na awans dali im... Austriacy. Najpierw Manuel Poppinger wylądował na 114. metrze, a następnie zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni Thomas Diethart osiągnął ledwie 121 m. Przed decydującą kolejką Słoweńcy walczyli z Niemcami o zwycięstwo, a Polacy z Austriakami (bez przechodzącego rehabilitację po ciężkim wypadku Thomasa Morgensterna) o trzecią lokatę. Wielką klasę pokazał Schlierenzauer, który w pojedynku ze Stochem wygrał różnicą aż 6,5 m. W "finale" zaś Peter Prevc pokonał Severina Freunda i słoweńska drużyna drugi raz z rzędu triumfowała na Wielkiej Krokwi. "Mój ostatni skok nie był do końca czysty, a przy tym poziomie, który mieliśmy, nawet minimalne błędy sporo kosztują. Czwarte miejsce jest dobre, choć oczywiście oczekiwania były większe. Dlatego jestem trochę zawiedziony" - powiedział Stoch. Rok temu w Zakopanem skakał najlepiej (133 i 130 m), a biało-czerwoni przegrali tylko ze Słoweńcami. "Stać nas na podium w konkursach drużynowych. Nie zawsze się udaje, bo taki jest sport. Musimy się jeszcze sporo uczyć, żeby wygrywać takie zawody. W niedzielę jest jeszcze rywalizacja indywidualna i na pewno będę robił swoje..." - dodał mistrz świata z Val di Fiemme. Oprócz Stocha, w sobotę startowali zawodnicy, którzy nie są pewni występu na olimpiadzie: Kubacki, Ziobro, Murańka. Decydujący będzie niedzielny konkurs, ale z pewnością wzrosły akcje Kubackiego i Ziobry. Oni mogą dołączyć do Stocha, Piotra Żyły i Macieja Kota. Miejsc w reprezentacji jest pięć. "Czuję lekki niedosyt, bo moje skoki były na 80 proc. Ale nie łamiemy się, nie powiedzieliśmy ostatniego słowa, bo przecież pokazaliśmy się z dobrej strony. Mam nadzieję, że w niedzielę będzie jeszcze lepiej" - zaznaczył Ziobro. Zawodnik, który w tym sezonie wygrał zawody PŚ w Engelbergu, w czwartek został ojcem - na świat przyszła jego córka. W sobotę skakał równo i na dobrym poziomie - 126 i 126,5 m. "Zrobiliśmy, co w naszej mocy. Podziwiam Kamila, bo nie miał dobrych warunków przed ostatnią próbą, a skoczył dobrze. W naszej dyscyplinie jednak potrzebne są nie tylko umiejętności, ale i szczęście do wiatru. Wiem, że Kamil, gdy coś nie wyjdzie, bierze to na klatę, lecz my wszyscy, jako drużyna, mogliśmy skoczyć troszkę dalej" - dodał Ziobro. Trener Łukasz Kruczek przyznał, że skład był eksperymentalny, jednak nie miał pretensji do zawodników. "Konkurs był bardzo trudny, loteryjny. Warunki często się zmieniały i wiele razy trzymaliśmy się za głowę, patrząc, że to tak szybko się dzieje. A jeśli chodzi o trudny wybór kadry, którego dokonam już niebawem, z pewnością mam jaśniejszą głowę. Zapewne jednak będzie sporo dyskusji w sztabie w niedzielę" - powiedział szkoleniowiec. Początek niedzielnej rywalizacji na Wielkiej Krokwi o godz. 14. Transmisja w TVP1 i TVP Sport.