Kamil Stoch to ikona skoków narciarskich. Na koncie ma trzy tytuły mistrza olimpijskiego i medal igrzysk w rywalizacji drużynowej. Dwukrotnie był mistrzem świata. Trzy razy wygrywał Turniej Czterech Skoczni. Dwa razy sięgał po Kryształową Kulę. Ma medal mistrzostw świata w lotach. 36-latkowi wciąż jednak mało. Ostatnie sezony były dla niego słodko-gorzkie. W ciągu dwóch ostatnich zim tylko raz stał na podium. To było w Klingenthal. Kolejnego dnia po tych zawodach nie stanął na starcie. Pojawiły się problemy z zatokami. Chcieli zabić skoczka narciarskiego w czasie mistrzostw świata. To miała być zemsta Kamil Stoch i Thomas Thurnbichler doskonale się poznali. Mają jeden cel I takie były właśnie ostatnie lata. Już łapał światową czołówkę, by nagle od niej się oddalić. Czasem z powodów niezwiązanych ze sportem, a czasem z własnej winy. Jak sam przyznawał w rozmowie z Interia Sport, zawsze chce być tym najlepszym. - I to jest chyba moja wada, ale też zaleta. Zapętlam się jednak w byciu idealnym we wszystkim i w doprowadzaniu wszystkiego do perfekcji. Być może jednak właśnie dzięki temu jestem tutaj, gdzie jestem - mówił zawodnik KS Eve-nement Zakopane. Za Stochem wiele miesięcy przepracowanych z Thomasem Thurnbichlerem, trenerem polskiej kadry w skokach. Obaj poznali się już zatem doskonale. - Teraz dotarliśmy się jeszcze bardziej. Znaleźliśmy wspólny język. Skoki narciarskie są specyficznym sportem, bo wymagają technicznych uwag. Takich, które będę mógł błyskawicznie wcielić w życie. Trener z kolei powinien zrozumieć moje odczucia, które przekazuję mu po wykonaniu zadania. Zanim znaleźliśmy właściwy system porozumiewania się, zajęło nam to chwilę, ale tak jest zazwyczaj, kiedy przychodzi nowy trener. Akurat w tym wypadku dosyć szybko złapaliśmy wspólny język. Obaj jesteśmy otwarci na komunikację. Obaj też chcemy iść do przodu. Póki co, wszystko wygląda dobrze - mówił Stoch w rozmowie z dziennikarzami przed rozpoczęciem sezonu. Stoch zatem poznał Thurnbichlera, a Thurnbichler Stocha. Nic się jednak nie zmieniło. Obaj chcą odnosić sukcesy. Teraz jednak na trochę innych warunkach. - Jestem głodny skakania, choć czasem - jak zmęczę się w ciągu dnia treningami - to zasypiam z myślą, że kolejnego dnia znowu będę robił to, co kocham - dodawał. Kamil Stoch optymistą. Ma pewien plan Stoch przed rozpoczęciem sezonu jest optymistą. Wie, że oddaje dobre skoki, choć dobrych doskonałych jeszcze mu brakuje. - Skacze mi się dobrze, ale to nie są skoki idealne. Takich chyba nigdy nie oddam, choć do nich dążę. Póki co, mam nad czym pracować. Pojedyncze skoki są dobre i dają mi dużo satysfakcji. Jeszcze brakuje tylko regularności i stabilności. To jednak przyjdzie z zastrzykiem adrenaliny związanym z zawodami. Wtedy będziemy bardziej skupiać się na technice i będziemy świeżsi. Wtedy cała energia pójdzie tylko na skakanie, a nie na inne aktywności - wyjaśnił. Mimo że dla niego to będzie 21. sezon w Pucharze Świata, wciąż towarzyszą mu emocje, jak u nastolatka. - Adrenalina wciąż jest ta sama, co wiele lat temu, kiedy byłem młodym skoczkiem. Skoki zawsze będą mi przysparzały mnóstwo pozytywnej energii. Jeżeli chodzi z kolei o radość ze skakania, to jest ona jeszcze większa, niż była do tej pory, bo bardzo czekałem na skoki na śniegu. Już nie mogę się doczekać rozpoczęcia rywalizacji - cieszył się Stoch. Nasz wielki mistrz wspomniał też o celu. - Tym niezmiennym, tylko czasem w ciągu sezonu o nim zapominam, są dobre skoki. Chciałbym oddawać naprawdę dobre skoki od samego początku do samego końca. Nie zawsze to się udaje, bo chęć osiągania dobrego wyniku przysłania mi czasem to, co jest w sporcie najważniejsze, czyli koncentrację na wykonaniu zadania i realizacji założeń. W tym sezonie postaram się być bardziej skoncentrowanym na sobie i realizowaniu konkretnych zadań - zapowiedział. Polak był jednym z ostatnich. Kiedy skakał na Turnieju Czterech Skoczni, słychać było śmiech