Teraz koledzy z ekipy będą ci mówić "mistrzu"?Kamil Stoch: Mam nadzieję, że nie, bo będę ich lał, jeśli ktoś się tak do mnie zwróci. Chciałbym, żeby nic się nie zmieniło, pozostanę dalej sobą, tym samym gościem, którym byłem jeszcze przed konkursem. W sporcie jest różnie, są wzloty i upadki, a sukces nie trwa wiecznie. Ważne byśmy uczyli się na swoich błędach i doświadczeniach.Dotarło już do ciebie, że zostałeś mistrzem świata?- Zdążyłem już trochę ochłonąć i poczułem, jak bardzo boli mnie głowa. Jestem trochę oszołomiony i czuję się, jakbym dostał czymś w głowę. To był piękny dzień. Wszystko ułożyło się po mojej myśli. Skoki były najlepsze w tym sezonie. Cieszę się ogromnie, że w tej zaciętej rywalizacji udało mi się wygrać. Chyba pierwszy raz w życiu dostałem dwudziestkę. Skakałem normalnie, wszystko poszło jak z automatu. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałem, że skakałem z obniżonego rozbiegu. Dopiero w szatni mi o tym powiedzieli.Pierwszy, daleki skok dał ci komfort psychiczny przed drugą serią?- W ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Nie wiedziałem nawet ile punktów przewagi mam nad kolejnym zawodnikiem. W skokach minimalny błąd sprawia, że nawet dwudziestopunktową przewagę można roztrwonić, więc bardziej koncentrowałem się nad tym, co powinienem zrobić w drugiej serii. Po prostu zrobiłem swoje - oddałem skoki najlepsze, jakie potrafiłem i to wystarczyło. Wiedziałem na co mnie stać i jeśli uda się właśnie takie skoki oddać, to będę mógł powiedzieć, że zrobiłem wszystko, na co mnie stać. Czułeś większą presję niż przed pierwszym konkursem?- Większą presję czułem na normalnej skoczni. Wtedy było dużo gorzej. Tutaj byłem pewny tego, co mam zrobić i jak to osiągnąć. Wiadomo, dużo było emocji, serce mocniej waliło. Ale miałem przy tym dużo pewności siebie. Bardzo chciałem zdobyć złoty medal, choć wiedziałem, że w skokach nie zawsze wszystko zależy ode mnie. Mogło być przecież i tak, że z najlepszymi skokami w sezonie zajmę trzecie albo czwarte miejsce. - W drugiej serii zacząłem się cieszyć od razu po skoku. Nie wiedziałem, które miejsce zajmę, ale jeszcze będąc na górze skoczni słyszałem, że trzeba bardzo daleko skoczyć. Chyba całe życie na to czekałem, całą swoją karierę na to, by koledzy tak mnie ponieśli po zawodach i cieszyli się razem ze mną. Uważam, że to nasz wspólny sukces. Każdy z nas potrafi skakać super i tylko trzeba w to wierzyć. Dziś gdy zobaczyłem, że chłopcy do mnie biegną, to zacząłem krzyczeć ze szczęścia. Wszystko działo się potem bardzo szybko.To twoja pierwsza wygrana tej zimy. Przyszła w najlepszym momencie.- Pomyślałem sobie, że w tym sezonie długo musiałem czekać na pierwsze zwycięstwo, ale warto było. Tej zimy było kilka momentów dezorientacji. Wiedzieliśmy, że ciężko przepracowaliśmy lato, dawałem z siebie wszystko. Latem nie wszystko szło po mojej myśli, pogubiłem się z techniką. Końcówka lata wyglądała nieźle i początek zimy miał być podobny. Wyszło jak wyszło, wszyscy widzieli. Było wiele myśli, ale nie momentów zwątpienia. Dużo analizowałem, ciągle myślałem o tym, co zrobić, by było lepiej. Wiedziałem, że dobre skoki są we mnie i w całej naszej drużynie, tylko musimy je jakoś wyzwolić. W końcu udało się. Wystarczyło trochę spokojnego treningu, kilkanaście startów i mamy to, czego chcieliśmy.Ten medal to także sukces twojego trenera.- Chciałem podziękować mojemu trenerowi Łukaszowi Kruczkowi za to, że tyle wysiłku wkłada w swoją pracę, nigdy się nie poddaje. Przede wszystkim jest ambitny, ale to taka zdrowa ambicja. Słowa podziękowania należą się też wszystkim tym, których kamera nie obejmuje, czyli asystentom Grzegorzowi Sobczykowi, Zbigniewowi Klimowskiemu, psychologowi Kamilowi Wódce, serwismenowi Kacprowi Skrobotowi, fizjoterapeucie Łukaszowi Gębali, który po ciężkich konkursach doprowadza nas do stanu używalności, biomechanikowi Piotrowi Krężołkowi, mojej żonie, całej mojej rodzinie i wszystkim, którzy mnie wspierają. To jest sukces nas wszystkich.Dalej uważasz, że najlepsze zawody to te w Zakopanem?- Chyba nie da się porównać tego występu z jakimkolwiek innym w mojej karierze. Nie ma drugiego takiego miejsca na świecie, w którym byłaby taka atmosfera jak w Zakopanem, ale tutaj rzeczywiście było mnóstwo kibiców. Z góry wyglądało to niesamowicie i cieszę się, że mogliśmy świętować sukces razem. Jak po tym konkursie oceniasz szansę drużyny?- Maciek, Dawid i Piotrek nie oddali takich skoków, na jakie ich stać. Uważam, że mogą być jeszcze lepsi, co zresztą Maciek pokazał w serii próbnej. Jeśli każdy zrobi to, co do niego należy, to będziemy się mieć z czego cieszyć. Złoto z konkursu indywidualnego nie daje mi żadnych forów, trzeba będzie pójść i zrobić swoje, wszystko co w mojej mocy, by zapracować na wynik całej drużyny. Na pewno nie będę chciał bawić się w wybawiciela, każdy musi dać z siebie sto procent i wtedy będzie to nasz wspólny sukces.Zawsze broniłeś się od porównywania cię do Adama Małysza, ale teraz ma to swoje uzasadnienie.- Już nie będę walczył z porównaniami do Adama. To stało się nawet miłe. Nie chciałem dopuścić do takiej sytuacji, że ja muszę coś zrobić, być drugim Adamem, zdobywać takie trofea jak on. Adam był wyjątkowym skoczkiem narciarskim, jest wyjątkowym człowiekiem. Drugiego takiego nie będzie. Cieszę się, że choć w malutkim zakresie mam szansę zdobyć to, co jemu się udało.Adam Małysz po mistrzostwach świata w Sapporo dogonił lidera klasyfikacji generalnej Andersa Jacobsona. Też masz w planie atak po Kryształową Kulę?- Chcę skończyć sezon jak najwyżej w Pucharze Świata, ale nie będę robić tego za wszelką cenę. Swoje myśli skupię na najbliższych zadaniach, na tym co robię na co dzień. Niczego zagwarantować nie mogę, powiem tylko tak jak przed tymi mistrzostwami, że będę walczył z całych sił.