- Sezon mieliśmy bardzo trudny. Popełnionych zostało mnóstwo błędów. Za każdym razem kosztowało nas sporo wysiłku, aby wracać potem na dobre tory. Te błędy popełniali jednak wszyscy. Mówi się, że kto pierwszy jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Moim zdaniem zaczęły się od góry, od prezesa, poprzez dyrektora sportowego, sekretarza generalnego, cały sztab, a skończywszy na nas samych. Ja sam nie wykorzystałem wielu szans. I to wszystko miało wpływ na to, w jaki sposób kończymy ten sezon - rozpoczął Kamil Stoch w rozmowie z Eurosportem. Kamil Stoch: Mogę sam finansować swoje przygotowania Widać było, że targają nim spore emocje. Mimo bardzo dobrych skoków i czwartej lokaty Polaków w konkursie drużynowym atmosfera wokół kadry, związana ze zwolnieniem Doleżala, odcisnęła na wszystkich spore piętno. - Problem jest taki, że nie dano nam szansy tego wszystkiego naprawić. Traktuję trenera jako członka naszej rodziny i będę o niego walczył. Uważam go za dobrego fachowca i czuję, że się przy nim rozwijał. Został popełniony błąd w komunikacji między zarządem, a trenerem. Nie wiem, jak na tym poziomie może dochodzić do tak kuriozalnych sytuacji. To fatalny w skutkach błąd, który jednak wciąż można naprawić. To zamieszanie doprowadziło do totalnego nieporozumienia, z którego wyniknęło, że trenerowi się nic nie chce. A to nieprawda - grzmiał mistrz olimpijski z Zębu. Czytaj także: Piotr Żyła nie przebierał w słowach. "Wszystko roz...." Stoch w rozmowie z Kacprem Merkiem z Eurosportu nie żałował cierpkich słów pod adresem zarządu PZN. Ubolewał nad tym, że nie skonsultowano z zawodnikami tej decyzji. - Współpraca między trenerem a zawodnikiem to kluczowa kwestia. To relacja wypracowywana przez lata. Wzajemne zrozumienie, bez słów, system, który wspólnie tworzymy. To wszystko zostało kompletnie pominięte. Nie zostaliśmy zapytani o zdanie. Miały być takie rozmowy, po Planicy, ale nie powiedziano nam, że decyzje zostały już podjęte i te rozmowy nie mają sensu. To mnie bardzo boli. Uważam, że jako zawodnikiem powinienem mieć coś do powiedzenia w kwestii tego, z kim będę pracować. Zdaje sobie sprawę, że nie do mnie należy podejmowanie decyzji, że jestem tylko małym trybem w tej machinie. No ale jestem finalnym elementem, który tę pracę wykańcza. Jeśli zarząd PZN chciałby spróbować sił, to zapraszam. Chętnie dam narty, skocznia jest dobrze przygotowana - ironizował Stoch, którego ubodło również to, że skoczkom wypominano duże nakłady przeznaczane na kadrę. - Najlepiej zwolnić wszystkich zawodników też. Dano nam do zrozumienia, że na skoki idą zbyt duże pieniądze, że pochłaniamy za duże środki. A przecież nie ma wyników bez inwestycji. Myślę, że jeśli chodzi o koszty, to są one adekwatne, bo jako drużyna generujemy też spory dochód - mówił wyraźnie zdenerwowany Stoch w Eurosporcie, który dodawał, że jest gotów sam finansować swoje przygotowania. - Możemy wrócić do systemu, o których często mówi prezes Tajner, w którym jeździli z Adamem jednym samochodem osobowym na zawody i dawali radę. Tyle, że tylko jeden zawodnik dawał radę. A gdzie reszta? Ja mogę sam finansować szkolenie, jeśli związek nie chce wydawać pieniądze na starych skoczków. Tylko niech mi pozwolą wybrać sobie trenera, z którym chce pracować. Skoki: "Jeśli miałoby nic nie ruszyć, sam odejdę" W rozmowie z Eurosportem Kamil Stoch wspominał również o tym, że zawodnicy otrzymali sygnały, że jeśli nie dojdzie do zmian, od kadry zaczną odwracać się sponsorzy. W rozmowie z jednym z członków zarządu mieli usłyszeć, że decyzja o odwołaniu Doleżala jest już ostateczna, z czym zawodnicy nie mogą się pogodzić, zarzucając związkowi, że trener nie dostał szansy naprawienia swoich błędów. - To nie jest tak, że system jest do d... i trzeba go zmienić. Trzeba zmienić detale, które zrobią różnicę. Teraz zawodnicy mają dostać dłuższe urlopy i wypocząć po sezonie. Obawiają się jednak, że nie uda się znaleźć żadnego dobrego trenera i nie wiedzą, na czym stoją. Największe zastrzeżenia mają jednak o komunikacje i kompletne pomijanie zawodników w jakichkolwiek procesach decyzyjnych. - Przepraszam, że mówię to w mediach, ale nikt z nami nie rozmawia, to gdzie my to mamy powiedzieć? - ubolewał Stoch. Reporter Eurosportu zapytał naszego multimedalistę olimpijskiego o zapowiadane przez Adama Małysza rozmowy ze skoczkami, zareagował ironicznym śmiechem. - Skoro decyzja została już podjęta, to na jakiej zasadzie chcą to zrobić? - pytał z przekąsem. I już poważnie dodawał - Uważam, że powinni się z nami skonsultować. Żałuję, że nie została z nami skonsultowana decyzja odnośnie do nieprzedłużania współpracy z obecnym trenerem. Na koniec zapowiedział, że jeśliby jednak udało się doprowadzić do pozostanie Doleżala na stanowisku, a forma naszych skoczków nie ruszyłaby z miejsca, on byłby gotów wziąć za to odpowiedzialność. - Jeżeli miałoby się nic nie ruszyć, sam odejdę po przyszłym sezonie. Gdyby PZN przywrócił trenera i znów by nie poszło, to uważałbym, że ja popełniłem błąd i poniósłbym tego konswekwnejcie.